sobota, 7 marca 2015

Rozdział 11

     Każda impreza kończyła się dokładnie tak samo. Najpierw obiecywałam sobie, że nie będę dużo pić, ale szybko o tym zapominałam i dawałam się porwać zabawie. Po raz kolejny budziłam się z potwornym bólem głowy i luką w pamięci.
- Dzień dobry! - rozbrzmiał głos Martyny. - Jak pierwsza noc w nowym domu?
- Błagam cię, nie krzycz tak. - wymamrotałam, zasłaniając głowę poduszką.
- Aaa no tak, zapomniałam. Wczorajszego wieczora nie znałaś pojęcia umiar. - zaśmiała się. - Chodź, dam ci coś na ból głowy.
     Zwlekłam się z łóżka, przetarłam oczy i sięgnęłam po telefon, żeby zobaczyć, która jest godzina. 13:05. Brawo Strusińska! Przespałaś połowę dnia. Zauważyłam także, że przyszła do mnie jedna wiadomość tekstowa od nieznanego mi numeru. Treść jeszcze bardziej mnie zadziwiła i wprawiła w osłupienie.
- Martyna znasz może ten numer? - spytałam, drapiąc się po głowie. - Dostałam jakiegoś dziwnego sms-a...
- "Pewnie niczego nie pamiętasz i zastanawiasz się kim jestem oraz dlaczego mam Twój numer. Bądź o 14:30 pod kawiarnią na Jaśminowej, to wszystko ci wyjaśnię. Do zobaczenia!" - czytała na głos wiadomość. - Co to jest?
- Też chciałabym to wiedzieć.
- A może to ten koleś, z którym gadałaś w klubie napisał? - mówiła, zajadając kanapkę. - Chyba wpadłaś mu w oko!
- Z kim ja wczoraj rozmawiałam? Nic nie pamiętam... - spojrzałam przerażonym wzrokiem na współlokatorkę. - Nigdy więcej imprez. - podsumowałam i położyłam obolałą głowę na zimny stół.
- Pójdziesz na to spotkanie?
- A jak to jakiś zboczeniec albo morderca? Daj spokój! Nie będę bawić się w żadne randki w ciemno. - machnęłam ręką i weszłam do łazienki, w celu wzięcia prysznica i przebrania się w wybrany wcześniej strój. 
     Mój rozum toczył batalię z sercem. Zastanawiałam się czy nie zaryzykować i nie pójść na te tajemnicze spotkanie. Nigdy nie umawiałam się z nieznajomymi, bo bałam się, że to będzie jeden wielki niewypał, ale może lepiej przestać myśleć o konsekwencjach i raz w życiu zaszaleć. 
- Czyli jednak spotkasz się z nim? - spytała, oglądająca telewizję Martyna. 
- Zaryzykuję... myślisz, że warto tam iść?
- Jeśli to ten chłopak, który wczoraj tak cię zaczepiał w klubie, to tak, warto. - powiedziała. - Czy ty zawsze musisz wyrywać największych przystojniaków?! - zaśmiałyśmy się obie.
- Do zobaczenia!
- Powodzenia!
     Bydgoszcz znałam już dość dobrze, bo na wakacjach często tu przyjeżdżałam, więc znalezienie kawiarni nie było dla mnie zbyt dużym wyzwaniem. Droga zajęła mi około 20 minut. Spojrzałam na zegarek. 14:29. Cóż za punktualność.
- Cześć Olga. - usłyszałam głos. Odwróciłam się i zobaczyłam... Dawida z wielkim bukietem czerwonych tulipanów. Skąd wiedział, że to moje ulubione kwiaty? Stałam z otwartą z wrażenia buzią i nie mogłam wydukać żadnego słowa. - To dla ciebie. - podał mi bukiet i uśmiechnął się.
- Dz-dzięki. Możesz mi wyjaśnić...
- Wejdźmy do środka, o wszystkim ci opowiem. - przerwał mi. - Zapraszam. - uśmiechnął się i otworzył przede mną drzwi do kawiarni. 
     Zajęliśmy miejsca i złożyliśmy zamówienie. Nie mogłam patrzeć na śliniącą się na widok Dawida kelnerkę. Uśmiechała się do niego, kokietowała go i prawiła mu słodkie słówka. Nawet nie wiecie jakim śmiechem buchnęłam, kiedy ta sama kelnerka wywróciła się, niosąc szarlotkę oraz kawę do naszego stolika.
- Tak bardzo to panią śmieszy? - warknęła. 
- Skądże... - zasłoniłam ręką roześmianą twarz, by nie prowokować więcej zdenerwowanej kobiety.
- Co robisz w Bydgoszczy? - zapytał nagle chłopak, bacznie mi się przyglądając.
- Przeprowadziłam się.
- Coś się stało, że zwiałaś z Warszawy aż tutaj?
- Wspomnienia i przykre sytuacje. Chciałam się od nich uwolnić. - odparłam, patrząc przez okno na spadające z drzew liście.
- Rozumiem. - mruknął cicho. - Nie przestraszyłem cię dziś tym sms-em? Sądząc po twoim wczorajszym stanie pewnie nie pamiętasz, że dałaś mi swój numer. - uśmiechnął się, a ja poczerwieniałam ze wstydu. 
- Masz rację, nic nie pamiętam. Mam nadzieję, że nie zrobiłam, ani nie powiedziałam nic głupiego? - spytałam przerażona. A co jeśli po pijaku wyznałam Dawidowi, że mi się podoba? 
- Nic złego nie zrobiłaś... Tylko tańczyłaś. - odetchnęłam z ulgą. - Nie wiedziałem, że umiesz się tak ruszać.
- Dzięki. - rzuciłam i oboje się  zaśmialiśmy.
     Siedzieliśmy i rozmawialiśmy tyle czasu, że aż obsługa wyprosiła nas z lokalu, bo już zamykali. Mimo moich sprzeciwów, nie udało mi się przekonać chłopaka, że sama za siebie zapłacę. Ruszyliśmy w stronę mojego bloku, bo Dawid zobowiązał się do tego, że mnie odprowadzi... a pomyśleć, że jeszcze parę godzin temu zastanawiałam się czy przyjść na to spotkanie. Gdybym tego nie zrobiła to byłby to chyba jeden z największych błędów w moim życiu. 
- Mogę cię o coś zapytać? - odezwał się, patrząc mi w oczy.
- Pewnie...
- Czemu już nie grasz? - spytał, a to pytanie wgniotło mnie w podłogę. Dosłownie. Powróciły wszystkie wspomnienia, a wraz z nimi ból po stracie najważniejszej w życiu rzeczy.
- Kontuzja. - rzuciłam i odwróciłam głowę w drugą stronę, by chłopak nie zobaczył spływającej po policzku łzy.
- Przepraszam, nie wiedziałem. Nie chciałem. - mówił. - Nie płacz, proszę. Przepraszam jeszcze raz. - przyciągnął mnie do siebie i przytulił.
- To nie twoja wina. 
- Moja. Wybaczysz mi? Naprawdę nie chciałem. - przepraszał po raz kolejny.
- Nic się nie stało, nie martw się. Tak już w życiu bywa... - szepnęłam. - To tutaj mieszkam. - wskazałam na wysoki budynek.
- Dziękuję, że zgodziłaś się spotkać.
- Dziękuję za miły wieczór. Do zobaczenia. - odeszłam i pomachałam mu na pożegnanie.
- Do zobaczenia.
     Weszłam do mieszkania, w którym czuć było zapach pieczonego ciasta. Martyna uwielbiała gotować. Czasami miałam wrażenie, że mija się z powołaniem i powinna zainteresować się profesją kucharza, a nie studiować zarządzanie.
     Opowiedziałam Martynie o spotkaniu z Dawidem, bo nie dałaby mi spokoju, gdybym tego nie zrobiła. Byłam bardzo zmęczona, a na jutro byłam umówiona z dwoma uczniami. Wskoczyłam pod prysznic, zmyłam makijaż i położyłam się do łóżka. Już prawie zasypiałam, kiedy mój telefon zaczął wibrować.


"Mam nadzieję, że cię nie obudziłem. Chciałem Ci tylko powiedzieć dobranoc i jeszcze raz podziękować za cudowny dzień!"

     Uśmiechnęłam się i odpisałam Dawidowi na sms-a. Gdyby ktoś kilka tygodni temu powiedział mi, że mężczyzna moich marzeń będzie życzył mi dobranoc, zabierał na spotkania i przynosił kwiaty to bym go wyśmiała. To wszystko było nieprawdopodobne. Po tylu miesiącach cierpień, wreszcie cieszę się życiem. Długo na to czekałam...

--------------------------------------------------

Dawid bierze się do roboty i korzysta z tego, że zdobył numer Olgi. Dzisiaj pierwsze spotkanie tych dwojga. Mam nadzieję, że ten rozdział przypadnie Wam do gustu!
p.s. Dziękuję za wasze opinie na temat sposobu zakończenia tego opowiadania. Bardzo mi pomogły i wreszcie wymyśliłam coś co i Wam powinno się spodobać i mnie będzie satysfakcjonować! Do napisania!
Czytasz + komentujesz = motywujesz!

Mila.

środa, 4 marca 2015

Rozdział 10

Kilka miesięcy później...
     30 września. Nawet nie zorientowałam się, kiedy minęło tyle czasu. Prawie całe wakacje spędziliśmy z Olkiem u cioci Alicji na wsi pod Bydgoszczą. Nasz wyjazd pozytywnie wpłynął na zachowanie rodziców. Zmienili się. Codziennie do nas wydzwaniali, pytali co u nas i przepraszali za to, co zrobili. Nasze zniknięcie sprawiło także, że ponownie się do siebie zbliżyli. Co prawda, nie było jeszcze tak jak dawniej, ale liczę na to, że w przyszłości wrócą do siebie. 
     Oli wrócił do Warszawy i zamieszkał z mamą, która tym razem przysięgła, że już nigdy nie wywinie takiego numeru jak kiedyś, a ja postanowiłam opuścić moje rodzinne miasto. Chciałam odciąć się od przykrych sytuacji, które mnie tam spotkały i rozpocząć nowy etap w moim życiu.
     Zdałam maturę, ale nie zdecydowałam się na żadne studia. Nie miałam do tego głowy. Postanowiłam, że zacznę studiować dopiero w następnym roku. Teraz dorabiałam sobie udzielaniem korepetycji, a poza tym finansowo wspomagali mnie rodzice.
     Przez te miesiące Dawida widziałam jedynie przez szklany ekran, oglądając mecze reprezentacji. Strasznie mi go brakowało, ale co mogłam zrobić? 
     Na wakacjach poznałam masę cudownych ludzi m.in. Martynę, czyli moją przyszłą współlokatorkę - szaloną, zwariowaną i kochaną dziewiętnastolatkę, która w tym roku zaczyna studia na kierunku zarządzanie.
     Dziś dzień, w którym wyprowadzam się do Bydgoszczy. Niezły przypadek prawda? Będę mieszkać w tym samym mieście co Dawid. Sama nie umiem zdecydować czy to dobrze czy nie.
     Spakowałyśmy z Martyną resztę klamotów do mojego czerwonego auta i wyruszyłyśmy w kierunku Bydgoszczy. Dziś zaczynałam nowy rozdział w swoim życiu. Czy będzie on szczęśliwy? Nie wiem, ale czasami taka spontaniczność jest lepsza od planowania i zamartwiania się na zapas.
- Jesteśmy na miejscu! - krzyknęłam do Martyny, parkując przed wysokim, białym blokiem. 
- Chodź, chodź, szybko! Już nie mogę się doczekać! - wysiadła z samochodu i od razu pobiegła w kierunku bloku, zostawiając mnie na środku ulicy z trzema kartonami, wypełnionymi drobiazgami i dodatkami do naszego nowego domu.
     Powoli przytaszczyłam kartony do windy, która zawiozła mnie na szóste piętro. Drzwi windy się otwierają, a ja słyszę okrzyki radości, wydawane przez moją współlokatorkę. 
- Popatrz jak tu jest pięknie! - krzyczała biegając od garderoby do sypialni, z sypialni do łazienki i z łazienki do kuchni.
- Coś czuję, że nie wytrzymam z tobą za długo. - uśmiechnęłam się pod nosem.
- No co ty, będzie cudownie! Musimy gdzieś dziś wyjść i oblać nasz nowy dom!
- Najpierw pomóż mi wtaszczyć tu te kartony wieczna imprezowiczko! - burknęłam, ciągnąc ogromne pudło.
     Cały dzień minął nam na rozpakowywaniu się i zakupie najpotrzebniejszych rzeczy. Zegar w salonie właśnie wskazywał 19. Padłam na kanapę potwornie zmęczona i włączyłam muzykę.
- Co tak leżysz? Zbieraj się, zaraz wychodzimy! - klasnęła w dłonie Martyna.
- Oszalałaś? Przecież ja nie dam radę ręką ruszyć, a ty mnie chcesz jeszcze zaciągać na jakieś potańcówki!
- Olga, no ale proszę, proszę, proszę! Może poznam jakiegoś przystojnego faceta. - oparła głowę na ręce i się rozmarzyła. - Błagam cię, chodźmy!
- Zrobię to dla ciebie i dla tego twojego "przystojnego faceta", którego masz w planach poznać... - rzuciłam i zwlokłam się z kanapy.
     Skierowałam się w stronę naszej nowej garderoby i szukałam idealnego zestawu na dzisiejszą noc. Wybrałam białą, zwiewną, krótką sukienkę, niezbyt wysokie, czarne szpilki, a na wierzch zarzuciłam kurtkę w tym samym kolorze. 
     Martyna wypatrzyła klub "Magneta", do którego już po chwili weszłyśmy. Ludzi było naprawdę sporo. DJ znał się na swojej robocie i wszyscy chętnie tańczyli do puszczanej przez niego muzyki. W całym lokalu czuć było intensywny zapach alkoholu, który już po chwili pieścił moje gardło.

PERSPEKTYWA DAWIDA:

     Wybraliśmy się z kilkoma kolegami z drużyny na imprezę. Chcieliśmy się wyszaleć przed zbliżającą się ligą. Kuba zaproponował zabawę w klubie, w którym jeszcze nigdy nie byłem. Rzadko bywałem w takich miejscach i raczej nie byłem typem wiecznego imprezowicza.
     Tłum był dosyć duży, ale miałem nadzieję, że nikt nas nie rozpozna. Niestety siatkarz musi liczyć się z tym, że jest bardziej rozpoznawalny niż statystyczny Kowalski. Na szczęście nikt nie zwrócił uwagi na czterech dwumetrowych chłopaków i w spokoju mogliśmy się bawić.
- Może wreszcie kogoś poznasz i przestaniesz myśleć o tej Oldze. - szturchnął mnie Kuba, kiedy staliśmy koło baru i składaliśmy zamówienie.
- A kto powiedział, że chcę zapomnieć? - odparłem i wypiłem kieliszek trunku.
     Kuba tylko machnął ręką i ruszył na parkiet. Siedziałem przy barze i obserwowałem tańczących ludzi. Nie miałem ochoty ruszać się stąd nigdzie i wolałem spędzić ten wieczór na uboczu.
- Zatańczymy przystojniaku? - szepnęła mi do ucha jakaś wymalowana, szczupła, brunetka.
- Szukaj dalej...
- No chodź! - powiedziała i pociągnęła mnie za rękę wprost na środek parkietu. Nie wypadało wrócić na miejsce, więc zacząłem tańczyć z dziewczyną. Nagle ktoś krzyknął "odbijamy" i koło mnie znalazła się wysoka dziewczyna z długimi , blond włosami. Pochłonięta była tańcem i nie dane mi było, ujrzeć jej twarzy. Dopiero, kiedy piosenka się skończyła, a blondynka uniosła głowę, zorientowałem się, kto to jest. Przecież to Ona. To Olga. Roześmiana, szczęśliwa i... dość porządnie wstawiona, ale cały czas tak samo czarująca. Nie widziałem jej prawie 4 miesiące i przez ten czas, codziennie modliłem się, aby dane mi było chociaż jeszcze jeden raz ją ujrzeć. Spełniło się...
- Hej Olga, chodź, wracamy do domu. - podbiegła do nas dziewczyna z kasztanowymi włosami i pociągnęła Ją za rękę w kierunku wyjścia. 
- Poczekaj! 
- O co ci chodzi koleś?! - oburzyła się towarzyszka mojej ukochanej.
- Mogę z nią chwilę pogadać? Tylko moment.
- Szybko, bo taksówka na nas czeka! - burknęła i wyszła z lokalu.
- Daj mi swój numer! - wrzeszczałem, chcąc przekrzyczeć dudniącą muzykę.
- Cooo? - wymamrotała blondynka.
- Olga błagam cię, numer telefonu! 
     Dziewczyna wybełkotała dziewięć cyfr, które natychmiast zapisałem w telefonie, a potem odprowadziłem Ją do taksówki, gdzie czekała na nią Jej wkurzona towarzyszka. 
     Zdaję sobie sprawę, że jutro raczej nic nie będzie pamiętać, ale ważne, że zdobyłem Jej numer. Wiem, że wykorzystałem to, iż była pijana, ale jeżeli to była jedyna szansa, to nie będę tego żałować.
     Mam tylko nadzieję, że niczego nie pomyliła!


------------------------------------------------

Nie wiem czy dobrze postąpiłam, robiąc tak duży skok w czasie, ale myślę, że wyszło w miarę okej. Dzięki temu opowiadanie nabierze większego tempa i mam nadzieję, że wreszcie zaspokoję Wasze apetyty dotyczące Olgi i Dawida!
p.s. Może Wy mi pomożecie. Wciąż zastanawiam się jak zakończyć tą historię. Happy end czy wręcz przeciwnie? Chętnie poczytam, co o tym sądzicie i co wolelibyście czytać. Być może Wasze rady mi pomogą i wreszcie się zdecyduję. Do następnego!
Czytasz + komentujesz = motywujesz!

Mila.