sobota, 2 maja 2015

Rozdział 15

     Czuję miłe ciepło promieni słońca, padających na mój lewy policzek. Podnoszę się powoli, krzywiąc się z powodu bólu żeber. Kładę bosą stopę na zimnych panelach podłogowych i wstaję. Z szafy wyjmuję szare dresy, najzwyklejszy, czarny top i udaję się do łazienki. Po drodze mijam ogromne lustro, które dokładnie przedstawia moją postać - chudą, ponurą i bez życia. Unoszę lekko koszulkę od piżamy i spoglądam na skutki wczorajszego incydentu. Siniaki od łopatki aż do biodra tworzyły fioletową linię, przypominającą mi te traumatyczne wydarzenie. Powstrzymałam napływające do oczu łzy i odeszłam od lustra. Mijam salon i słyszę ciche chrapanie. Podskakuję ze strachu, ale widząc Dawida od razu się uspokajam. Podchodzę do kanapy, kucam i mimowolnie uśmiech wita na mojej twarzy. Pilnował mnie całą noc. Był tu. Zawsze mogłam na niego liczyć. Nie zasługuję na to... 
     Gładzę chłopaka po głowie, a w odpowiedzi słyszę ciche pomrukiwanie siatkarza. Mogłabym spokojnie wpatrywać się w taki obrazek codziennie rano. Bujanie w obłokach przerywa jednak niecierpliwiący się rozum, który podpowiada, że nie czas teraz na amory. Warto byłoby najpierw zakończyć raz na zawszę sprawę z Danielem.
     Wychodzę z łazienki i kieruję się w stronę kuchni, by przygotować śniadanie. Trzeba przecież przestać wciąż rozmyślać nad tym, co było. Czas wrócić do normalnego życia. Włączam radio i biorę się za przygotowywanie tostów, wypierając z głowy przerażające wspomnienia wczorajszego wieczoru.
- Wstałaś już? - usłyszałam zza pleców znajomy głos.
- Jak widać. - obróciłam się. - Głodny?
- Wiesz, że powinnaś odpoczywać, a nie od samego rana brać się za gotowanie. 
- Możesz przestać traktować mnie jak dziecko?! Nic mi nie jest!  - krzyknęłam, czując jak złość przejmuje kontrolę nad moim ciałem.
- Martwię się...
- Nikt cię o to nie prosił! - syknęłam, a chłopak odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wyjścia. W jednej chwili cała złość wyparowała, a ja zrozumiałam, co właśnie zrobiłam.
     Pobiegłam szybko w stronę przedpokoju. Dawid właśnie szykował się do wyjścia. Nie spodziewałam się, że potrafię tak wybuchnąć. Zawsze starałam się panować nad emocjami, ale coraz częściej mi się to nie udawało.
- Przepraszam. - powiedziałam ze skruchą w głosie. On jednak mnie zignorował i zabrał się za otwieranie drzwi. - Dawid przepraszam. - odwrócił głowę i popatrzył na mnie. - Nie wiem co się ze mną dzieje. Nigdy tak się nie zachowywałam. To, co się stało wczoraj... Próbuje udawać, że nic się nie stało, próbuje wrócić do codziennej rutyny... - obserwuję, jak jego wyraz twarzy łagodnieje. - ...ale chyba z tego wszystkiego zapominam, jak się panuje nad emocjami. W życiu zawsze starałam się być silna i wytrzymała, nie przejmować się przeciwnościami losu. Nie bawiłam się w rozżalanie się nad sobą, płacz i liczenie na czyjeś współczucie, a tak naprawdę chciałabym czasem usiąść i porozmawiać z kimś szczerze o swoich problemach... Wiem, że się martwisz i bardzo to cenię. Przepraszam za to, co powiedziałam. Nie gniewasz się już?
- Nie. - odpowiedział oschłym tonem.
- Wybacz mi proszę. - pociągnęłam za rękę chłopaka i objęłam, by na dobre go udobruchać. - Zostaniesz na śniadanie?
- Zostanę... i wiedz, że przede mną nie musisz nikogo udawać. - położył mi rękę na plecach. - Poza tym ja też chyba trochę przesadzam ze swoją nadmierną troską. Wszyscy mówią mi, że jestem nadopiekuńczy. Dotychczas w to nie wierzyłem, ale chyba jednak to prawda.
- W takim razie ja jestem przewrażliwiona. - zaśmiałam się. - Chodź, nakarmię cię "panie nadopiekuńczy". Muszę ci przecież jakoś podziękować za to, że tak dzielnie mnie pilnowałeś przez całą noc. - chwyciłam go za rękę i zaprowadziłam do stołu.
      Zjedliśmy śniadanie, rozmawiając o wszystkim i omijając jak najbardziej temat pobicia. Ja nie miałam ochoty o tym rozmawiać, a Dawid chyba bał się cokolwiek o tym powiedzieć, bo obawiał się, że znowu wybuchnę.
- Nie zdążyłam ci jeszcze podziękować za kwiaty. - odezwałam się, mijając piękny bukiet, stojący w moim ulubionym wazonie.
- Nie masz za co dziękować.
- A to. - wskazałam na ślady krwi na jego ubraniu. - To zapewne przeze mnie.
- Eee tam. Mam takich koszul jeszcze co najmniej trzy w domu. - machnął ręką.
- Nie będziesz wracał w zakrwawionej koszuli. Zdejmuj ją! - powiedziałam stanowczym tonem, a chłopak się zaśmiał.
- Zdaje sobie pani sprawę, jak to zabrzmiało, pani Olgo? - poruszył zabawnie brwiami, a ja nie mogąc się powstrzymać, także zaczęłam się śmiać.
- Ja po prostu chcę ci uprać koszulę! Co to za kosmate myśli panie Dawidzie?! - podeszłam i popukałam go w czoło.
- Tak, tak. Uprać koszulę. Tak to się teraz nazywa. - wyszczerzył się, odpinając powoli guziki. 
- Wariat! - powiedziałam, a po chwili siatkarz zrzucił z ramion biały materiał. Na widok jego umięśnionego ciała zaciągnęłam się głośno powietrzem i opuściłam głowę, by ukryć przypominające kolor buraka policzki. Szybko wyrwałam koszulę chłopakowi i uciekłam do łazienki. Teraz będę skazana na widok półnagiego Dawida... Cholernie cię to cieszy, ale nie chcesz się przyznać.
     Wchodzę do salonu i widzę stojącego przy oknie siatkarza. Obserwuje, co dzieje się na ulicach Bydgoszczy i wyraźnie nad czymś się zastanawia. Z zadumy wyrywa go trzaśnięcie drzwi od łazienki. Nasze oczy znowu się spotykają, a ja ponownie stoję oszołomiona jego wyglądem.
- Trzeba ci założyć opatrunek. - idzie w moją stronę.
- Co? - pytam rozkojarzona.
- Opatrunek. - odgarnia mi włosy z czoła i lekko przejeżdża kciukiem po ranie. Syknęłam z bólu. - Przepraszam. Gdzie masz apteczkę?
- P-pokarzę ci. - zająknęłam się, zawstydzona bliskością środkowego.
     Zaprowadziłam chłopaka do kuchni, z jednej z szafek wyjęłam małe pudełeczko i wręczyłam siatkarzowi. Wyciągnął z niego kilka najpotrzebniejszych rzeczy i zajął się rozcięciem na czole. Przyparł mnie do kuchennego blatu, a swoimi biodrami naciskał na moje. Czułam ciepło bijące z jego nagiej klatki piersiowej i lekkie muśnięcia opuszków palców na moim czole. Patrzyłam na skupioną twarz siatkarza, a pożądanie buzujące w moich żyłach coraz bardziej dawało o sobie znać. 
- Skończone. - mruknął siatkarz i oparł się rękami o blat, zmniejszając jeszcze bardziej odległość między nami. Zarówno oddech jak i serce przyśpieszają. Nasze twarze dzielą centymetry, które z każdą chwilą zmniejszają swoją wartość. Czuję jego zapach - uzależniający i niezwykle męski. Zamykam oczy i czekam, aż wydarzy się to o czym marzę od tak dawna...
- Olga już jestem! - słyszę damski głos. Otwieram oczy i widzę wchodzącą do pokoju Martynę. Widzę jej zdziwioną, a zarazem rozbawioną minę. - Ups! Chyba jednak za wcześnie przyjechałam! - rzuciła i uciekła do swojego pokoju. Momentalnie odsunęliśmy się od siebie, a ja chciałam od razu iść i powiedzieć brunetce, że to nie było to, o czym ona myśli, ale uniemożliwił mi to Dawid, trzymający mnie za nadgarstek.
- Nie uciekaj. - przyciągnął mnie ponownie do siebie. - Nie sądzisz, że powinniśmy o czymś porozmawiać?
- Chyba... - rzucam niepewnie. Nagle słyszę donośny dźwięk dzwoniącego telefonu. Przeklinam w myślach to piekielne urządzenie, które musiało dać o sobie znać właśnie w takiej chwili.
- Czy to zawsze musi dzwonić w nieodpowiednich momentach? - westchnął chłopak i oparł głowę na moim ramieniu. - Odbierz, bo nigdy nie przestanie dzwonić. - zaśmialiśmy się, a ja uwolniłam się z objęć niebieskookiego siatkarza.
- Halo.
- Hejo Olga! - usłyszałam głos mojego braciszka.
- Oli! Ale się za tobą stęskniłam!
- Ja za tobą też. Olga przyjedziesz do nas? Jutro będę grał mecz i chciałbym, żebyś mi kibicowała. - krzyczał do słuchawki. - To co przyjedziesz?
- O której mam być mały siatkarzu? - powiedziałam z dumą w głosie.
- Gramy o 12 u nas w szkole. Jesteś najlepszą siostrą na świecie! - zawołał Oli z ekscytacją w głosie.
- A ty najlepszym braciszkiem!
- Mama zabiera mi telefon i mówi, że chce z tobą gadać. To pa!
- Nareszcie oddał mi słuchawkę! - odetchnęła z ulgą mama. - Cześć córeczko! Olek strasznie nalegał żebyś przyjechała do Warszawy. Mam nadzieję, że nie pokrzyżował ci planów.
- Bardzo chętnie do was przyjadę. Tyle czasu się już nie widzieliśmy... - westchnęłam.
- Wszystko u ciebie w porządku?
- Jasne... - kłamałam. - Wszystko dobrze.
- A do Warszawy to sama przyjedziesz? - wyczułam w głosie mamy nutkę zaciekawienia i nadziei.
- A z kim miałabym przyjechać?
- Myślałam, że spotkałaś tam w Bydgoszczy jakiegoś kawalera dla siebie. - powiedziała, a w tle usłyszałam drugi głos. - Tata też mówi, żebyś kogoś przywiozła ze sobą. - kontynuowała, a ja popatrzyłam na uśmiechniętego Dawida, próbującego coś zrozumieć z naszej rozmowy i ledwo powstrzymałam wybuch śmiechu. Nawet nie wiesz mamo ile masz racji. Poznałam kogoś, zakochałam się po uszy, ale jeszcze ci tego nie powiem.
- Oj mamo...
- Nie oj mamo tylko poznałabyś wreszcie kogoś, a nie tylko z nosem w książkach siedzisz! Skarbie muszę już kończyć, bo tata chyba znowu przypalił nasz dzisiejszy obiad. Do zobaczenia! - rzuciła i szybko się rozłączyła.
     Ucieszyłam się, że w domu wszystko w porządku. Rodzice nie kłócą się już jak dawniej, wrócili do siebie, znów mieszkają razem i układa się im tak, jak kiedyś. To dobrze. Nie wyobrażałabym sobie rodziców oddzielnie. Od czasów szkolnych byli razem i bez siebie wprost nie istnieli.
- Jedziesz gdzieś? - spytał Dawid, gdy tylko odłożyłam telefon.
- Do Warszawy. Dobrze mi to zrobi, po... no sam wiesz po czym. - moja twarz posmutniała.
- Nie myśl o tym... Pomogę ci, poradzimy sobie z tym psychopatą. Zapłaci za to, co ci zrobił. - podszedł do mnie i pogładził po ramieniu.
- Nie rozmawiajmy o nim, szkoda dnia na myślenie o takich ludziach. - westchnęłam. - A teraz przepraszam cię, muszę pogadać z Martyną. - uśmiechnęłam się i podreptałam do pokoju brunetki.
     Zastukałam dwukrotnie w drzwi prowadzące do sypialni mojej współlokatorki, a kiedy usłyszałam "Proszę" zajrzałam do środka. Spore pomieszczenie urządzone w kolorze żółtym, w którym wiecznie panował chaos - to właśnie pokój Martyny.
- Myślałam, że wracasz, a ty tymczasem pakujesz jeszcze więcej rzeczy do walizki. Jedziesz gdzieś? - spytałam, przyglądając się poczynaniom dziewczyny.
- Przez te kilka dni uświadomiłam sobie, jak mi brakuje mojej rodziny. Chcę z nimi spędzić jeszcze trochę czasu. - popatrzyła w moją stronę i zmarszczyła brwi. - Co ty masz w ogóle na głowie?!
- A to. - pogładziłam ranę na czole. - Musimy pogadać...
     Opowiedziałam Martynie całą historię, bo uznałam, że powinna o tym wiedzieć. Przecież tu mieszka i gdyby ten idiota wparował tu po raz kolejny to ona mogłaby stać się jego ofiarą. Na szczęście obie wyjeżdżałyśmy teraz z Bydgoszczy i nie musiałyśmy się obawiać wizyty Daniela.
- Czemu nic mi nie powiedziałaś?
- Nie chciałam was martwić. Sama też trochę to bagatelizowałam. - tłumaczyłam się, ocierając łzę, która mimowolnie poleciała z mojego oka podczas opowiadania historii.
- Masz więcej szczęścia niż rozumu, wiesz? Mam tylko nadzieje, że zgłosiłaś to na policję i już go szukają.
- Nie zgłosiłam... - przegryzłam wargę i czekałam na reakcję współlokatorki.
- Z tobą gorzej niż z dzieckiem! Masz jak najszybciej pomaszerować na komisariat, albo ja cię tam zawlokę! - pogroziła mi palcem.
- Nie teraz. Jak wrócę z Warszawy, to to zgłoszę. - powiedziałam z niechęcią.
- Mam nadzieję... a tak w ogóle to dobrze, że Dawid się tu wczoraj zjawił. - uśmiechnęła się podejrzanie. - Widzę, że wy to już tak na poważnie.
- Przyjaźnimy się, a to co widziałaś dzisiaj, to nie tak... - uśmiechnęłam się pod nosem, wspominając tamto wydarzenie.
- Przyjaźnicie się, a wyglądacie jak para! Hmm... - podrapała się po brodzie brunetka. - Nie będę wnikać co i jak jest między wami, ważne, że cię uratował, przed tym psycholem. - przytuliła mnie i dała buziaka. - A teraz spadaj Olga, bo mi przeszkadzasz w pakowaniu!
     Cała Martyna - bezpośrednia i bardzo szczera, ale za to ją lubiłam. Wyszłam z pokoju i udałam się do swojej sypialni, w której ujrzałam Dawida (tym razem ubranego już w wysuszoną koszulę) przyglądającego się moim medalom i pucharom.
- Musisz strasznie za tym tęsknić... ja nie wyobrażam sobie dnia bez siatkówki. - mówił, oglądając jedną ze statuetek.
- Trudno jest odzwyczaić się od czegoś co robiłam przez 10 lat, ale radzę sobie.
- Ten miałaś na szyi, kiedy się poznaliśmy. - chwycił za jeden ze złotych medali. -  Wygrałyście wtedy cały mecz 3:1, a ty zostałaś MVP. Potem odwieźliśmy cię wtedy do domu z Kubą i Marcinem. - uśmiechnął się i popatrzył mi w oczy.
- Pamiętasz...
- Nie zapomnę tego. - mówił, a z salonu dobiegł dźwięk wybijającego godzinę 15 zegara. - Muszę się zbierać. Mam trening. 
- Rozumiem.
- Poradzisz sobie?
- Jasne panie nadopiekuńczy. - odpowiedziałam, kiedy zmierzaliśmy w kierunku przedpokoju, gdzie siatkarz nałożył buty i kurtkę.
- Gdyby coś się działo to dzwoń. Do zobaczenia. - pocałował mnie w policzek i szybko wyszedł z mieszkania. 
     Stałam nieruchomo i trzymałam dłoń w miejscu, gdzie przed chwilą musnęły mnie usta bruneta. Z dnia na dzień coraz bardziej wierzyłam w to, że on jednak może coś do mnie czuć. Co by się na przykład stało, gdyby dziś do domu nie wróciła Martyna? Jak zakończyłby się incydent w kuchni? Zaczerwieniłam się na samą myśl ciągu dalszego, zamknęłam na klucz drzwi do mieszkania i poszłam spakować najpotrzebniejsze rzeczy, w związku z jutrzejszym wyjazdem. Miałam nadzieję, że wizyta u rodziców pomoże mi trochę w odreagowaniu i chodź w małym stopniu pozwoli mi się zrelaksować...

------------------------------------------------------

Rozdział wyszedł trochę dłuższy niż przewidziałam. Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was na śmierć!
Wiele z Was niecierpliwi się, kiedy wreszcie ta dwójka opamięta się i zrozumie, co do siebie czują. Mogę Wam tylko zdradzić, że już niedługo pojawi się ktoś, kto pomoże im to zrozumieć. W komentarzach możecie pisać swoje pomysły, chętnie poczytam kogo obstawiacie! :)
No i wkrótce także rozwiązanie sprawy z Danielem! Będzie się działo!
Do napisania!

Mila.