sobota, 2 maja 2015

Rozdział 15

     Czuję miłe ciepło promieni słońca, padających na mój lewy policzek. Podnoszę się powoli, krzywiąc się z powodu bólu żeber. Kładę bosą stopę na zimnych panelach podłogowych i wstaję. Z szafy wyjmuję szare dresy, najzwyklejszy, czarny top i udaję się do łazienki. Po drodze mijam ogromne lustro, które dokładnie przedstawia moją postać - chudą, ponurą i bez życia. Unoszę lekko koszulkę od piżamy i spoglądam na skutki wczorajszego incydentu. Siniaki od łopatki aż do biodra tworzyły fioletową linię, przypominającą mi te traumatyczne wydarzenie. Powstrzymałam napływające do oczu łzy i odeszłam od lustra. Mijam salon i słyszę ciche chrapanie. Podskakuję ze strachu, ale widząc Dawida od razu się uspokajam. Podchodzę do kanapy, kucam i mimowolnie uśmiech wita na mojej twarzy. Pilnował mnie całą noc. Był tu. Zawsze mogłam na niego liczyć. Nie zasługuję na to... 
     Gładzę chłopaka po głowie, a w odpowiedzi słyszę ciche pomrukiwanie siatkarza. Mogłabym spokojnie wpatrywać się w taki obrazek codziennie rano. Bujanie w obłokach przerywa jednak niecierpliwiący się rozum, który podpowiada, że nie czas teraz na amory. Warto byłoby najpierw zakończyć raz na zawszę sprawę z Danielem.
     Wychodzę z łazienki i kieruję się w stronę kuchni, by przygotować śniadanie. Trzeba przecież przestać wciąż rozmyślać nad tym, co było. Czas wrócić do normalnego życia. Włączam radio i biorę się za przygotowywanie tostów, wypierając z głowy przerażające wspomnienia wczorajszego wieczoru.
- Wstałaś już? - usłyszałam zza pleców znajomy głos.
- Jak widać. - obróciłam się. - Głodny?
- Wiesz, że powinnaś odpoczywać, a nie od samego rana brać się za gotowanie. 
- Możesz przestać traktować mnie jak dziecko?! Nic mi nie jest!  - krzyknęłam, czując jak złość przejmuje kontrolę nad moim ciałem.
- Martwię się...
- Nikt cię o to nie prosił! - syknęłam, a chłopak odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wyjścia. W jednej chwili cała złość wyparowała, a ja zrozumiałam, co właśnie zrobiłam.
     Pobiegłam szybko w stronę przedpokoju. Dawid właśnie szykował się do wyjścia. Nie spodziewałam się, że potrafię tak wybuchnąć. Zawsze starałam się panować nad emocjami, ale coraz częściej mi się to nie udawało.
- Przepraszam. - powiedziałam ze skruchą w głosie. On jednak mnie zignorował i zabrał się za otwieranie drzwi. - Dawid przepraszam. - odwrócił głowę i popatrzył na mnie. - Nie wiem co się ze mną dzieje. Nigdy tak się nie zachowywałam. To, co się stało wczoraj... Próbuje udawać, że nic się nie stało, próbuje wrócić do codziennej rutyny... - obserwuję, jak jego wyraz twarzy łagodnieje. - ...ale chyba z tego wszystkiego zapominam, jak się panuje nad emocjami. W życiu zawsze starałam się być silna i wytrzymała, nie przejmować się przeciwnościami losu. Nie bawiłam się w rozżalanie się nad sobą, płacz i liczenie na czyjeś współczucie, a tak naprawdę chciałabym czasem usiąść i porozmawiać z kimś szczerze o swoich problemach... Wiem, że się martwisz i bardzo to cenię. Przepraszam za to, co powiedziałam. Nie gniewasz się już?
- Nie. - odpowiedział oschłym tonem.
- Wybacz mi proszę. - pociągnęłam za rękę chłopaka i objęłam, by na dobre go udobruchać. - Zostaniesz na śniadanie?
- Zostanę... i wiedz, że przede mną nie musisz nikogo udawać. - położył mi rękę na plecach. - Poza tym ja też chyba trochę przesadzam ze swoją nadmierną troską. Wszyscy mówią mi, że jestem nadopiekuńczy. Dotychczas w to nie wierzyłem, ale chyba jednak to prawda.
- W takim razie ja jestem przewrażliwiona. - zaśmiałam się. - Chodź, nakarmię cię "panie nadopiekuńczy". Muszę ci przecież jakoś podziękować za to, że tak dzielnie mnie pilnowałeś przez całą noc. - chwyciłam go za rękę i zaprowadziłam do stołu.
      Zjedliśmy śniadanie, rozmawiając o wszystkim i omijając jak najbardziej temat pobicia. Ja nie miałam ochoty o tym rozmawiać, a Dawid chyba bał się cokolwiek o tym powiedzieć, bo obawiał się, że znowu wybuchnę.
- Nie zdążyłam ci jeszcze podziękować za kwiaty. - odezwałam się, mijając piękny bukiet, stojący w moim ulubionym wazonie.
- Nie masz za co dziękować.
- A to. - wskazałam na ślady krwi na jego ubraniu. - To zapewne przeze mnie.
- Eee tam. Mam takich koszul jeszcze co najmniej trzy w domu. - machnął ręką.
- Nie będziesz wracał w zakrwawionej koszuli. Zdejmuj ją! - powiedziałam stanowczym tonem, a chłopak się zaśmiał.
- Zdaje sobie pani sprawę, jak to zabrzmiało, pani Olgo? - poruszył zabawnie brwiami, a ja nie mogąc się powstrzymać, także zaczęłam się śmiać.
- Ja po prostu chcę ci uprać koszulę! Co to za kosmate myśli panie Dawidzie?! - podeszłam i popukałam go w czoło.
- Tak, tak. Uprać koszulę. Tak to się teraz nazywa. - wyszczerzył się, odpinając powoli guziki. 
- Wariat! - powiedziałam, a po chwili siatkarz zrzucił z ramion biały materiał. Na widok jego umięśnionego ciała zaciągnęłam się głośno powietrzem i opuściłam głowę, by ukryć przypominające kolor buraka policzki. Szybko wyrwałam koszulę chłopakowi i uciekłam do łazienki. Teraz będę skazana na widok półnagiego Dawida... Cholernie cię to cieszy, ale nie chcesz się przyznać.
     Wchodzę do salonu i widzę stojącego przy oknie siatkarza. Obserwuje, co dzieje się na ulicach Bydgoszczy i wyraźnie nad czymś się zastanawia. Z zadumy wyrywa go trzaśnięcie drzwi od łazienki. Nasze oczy znowu się spotykają, a ja ponownie stoję oszołomiona jego wyglądem.
- Trzeba ci założyć opatrunek. - idzie w moją stronę.
- Co? - pytam rozkojarzona.
- Opatrunek. - odgarnia mi włosy z czoła i lekko przejeżdża kciukiem po ranie. Syknęłam z bólu. - Przepraszam. Gdzie masz apteczkę?
- P-pokarzę ci. - zająknęłam się, zawstydzona bliskością środkowego.
     Zaprowadziłam chłopaka do kuchni, z jednej z szafek wyjęłam małe pudełeczko i wręczyłam siatkarzowi. Wyciągnął z niego kilka najpotrzebniejszych rzeczy i zajął się rozcięciem na czole. Przyparł mnie do kuchennego blatu, a swoimi biodrami naciskał na moje. Czułam ciepło bijące z jego nagiej klatki piersiowej i lekkie muśnięcia opuszków palców na moim czole. Patrzyłam na skupioną twarz siatkarza, a pożądanie buzujące w moich żyłach coraz bardziej dawało o sobie znać. 
- Skończone. - mruknął siatkarz i oparł się rękami o blat, zmniejszając jeszcze bardziej odległość między nami. Zarówno oddech jak i serce przyśpieszają. Nasze twarze dzielą centymetry, które z każdą chwilą zmniejszają swoją wartość. Czuję jego zapach - uzależniający i niezwykle męski. Zamykam oczy i czekam, aż wydarzy się to o czym marzę od tak dawna...
- Olga już jestem! - słyszę damski głos. Otwieram oczy i widzę wchodzącą do pokoju Martynę. Widzę jej zdziwioną, a zarazem rozbawioną minę. - Ups! Chyba jednak za wcześnie przyjechałam! - rzuciła i uciekła do swojego pokoju. Momentalnie odsunęliśmy się od siebie, a ja chciałam od razu iść i powiedzieć brunetce, że to nie było to, o czym ona myśli, ale uniemożliwił mi to Dawid, trzymający mnie za nadgarstek.
- Nie uciekaj. - przyciągnął mnie ponownie do siebie. - Nie sądzisz, że powinniśmy o czymś porozmawiać?
- Chyba... - rzucam niepewnie. Nagle słyszę donośny dźwięk dzwoniącego telefonu. Przeklinam w myślach to piekielne urządzenie, które musiało dać o sobie znać właśnie w takiej chwili.
- Czy to zawsze musi dzwonić w nieodpowiednich momentach? - westchnął chłopak i oparł głowę na moim ramieniu. - Odbierz, bo nigdy nie przestanie dzwonić. - zaśmialiśmy się, a ja uwolniłam się z objęć niebieskookiego siatkarza.
- Halo.
- Hejo Olga! - usłyszałam głos mojego braciszka.
- Oli! Ale się za tobą stęskniłam!
- Ja za tobą też. Olga przyjedziesz do nas? Jutro będę grał mecz i chciałbym, żebyś mi kibicowała. - krzyczał do słuchawki. - To co przyjedziesz?
- O której mam być mały siatkarzu? - powiedziałam z dumą w głosie.
- Gramy o 12 u nas w szkole. Jesteś najlepszą siostrą na świecie! - zawołał Oli z ekscytacją w głosie.
- A ty najlepszym braciszkiem!
- Mama zabiera mi telefon i mówi, że chce z tobą gadać. To pa!
- Nareszcie oddał mi słuchawkę! - odetchnęła z ulgą mama. - Cześć córeczko! Olek strasznie nalegał żebyś przyjechała do Warszawy. Mam nadzieję, że nie pokrzyżował ci planów.
- Bardzo chętnie do was przyjadę. Tyle czasu się już nie widzieliśmy... - westchnęłam.
- Wszystko u ciebie w porządku?
- Jasne... - kłamałam. - Wszystko dobrze.
- A do Warszawy to sama przyjedziesz? - wyczułam w głosie mamy nutkę zaciekawienia i nadziei.
- A z kim miałabym przyjechać?
- Myślałam, że spotkałaś tam w Bydgoszczy jakiegoś kawalera dla siebie. - powiedziała, a w tle usłyszałam drugi głos. - Tata też mówi, żebyś kogoś przywiozła ze sobą. - kontynuowała, a ja popatrzyłam na uśmiechniętego Dawida, próbującego coś zrozumieć z naszej rozmowy i ledwo powstrzymałam wybuch śmiechu. Nawet nie wiesz mamo ile masz racji. Poznałam kogoś, zakochałam się po uszy, ale jeszcze ci tego nie powiem.
- Oj mamo...
- Nie oj mamo tylko poznałabyś wreszcie kogoś, a nie tylko z nosem w książkach siedzisz! Skarbie muszę już kończyć, bo tata chyba znowu przypalił nasz dzisiejszy obiad. Do zobaczenia! - rzuciła i szybko się rozłączyła.
     Ucieszyłam się, że w domu wszystko w porządku. Rodzice nie kłócą się już jak dawniej, wrócili do siebie, znów mieszkają razem i układa się im tak, jak kiedyś. To dobrze. Nie wyobrażałabym sobie rodziców oddzielnie. Od czasów szkolnych byli razem i bez siebie wprost nie istnieli.
- Jedziesz gdzieś? - spytał Dawid, gdy tylko odłożyłam telefon.
- Do Warszawy. Dobrze mi to zrobi, po... no sam wiesz po czym. - moja twarz posmutniała.
- Nie myśl o tym... Pomogę ci, poradzimy sobie z tym psychopatą. Zapłaci za to, co ci zrobił. - podszedł do mnie i pogładził po ramieniu.
- Nie rozmawiajmy o nim, szkoda dnia na myślenie o takich ludziach. - westchnęłam. - A teraz przepraszam cię, muszę pogadać z Martyną. - uśmiechnęłam się i podreptałam do pokoju brunetki.
     Zastukałam dwukrotnie w drzwi prowadzące do sypialni mojej współlokatorki, a kiedy usłyszałam "Proszę" zajrzałam do środka. Spore pomieszczenie urządzone w kolorze żółtym, w którym wiecznie panował chaos - to właśnie pokój Martyny.
- Myślałam, że wracasz, a ty tymczasem pakujesz jeszcze więcej rzeczy do walizki. Jedziesz gdzieś? - spytałam, przyglądając się poczynaniom dziewczyny.
- Przez te kilka dni uświadomiłam sobie, jak mi brakuje mojej rodziny. Chcę z nimi spędzić jeszcze trochę czasu. - popatrzyła w moją stronę i zmarszczyła brwi. - Co ty masz w ogóle na głowie?!
- A to. - pogładziłam ranę na czole. - Musimy pogadać...
     Opowiedziałam Martynie całą historię, bo uznałam, że powinna o tym wiedzieć. Przecież tu mieszka i gdyby ten idiota wparował tu po raz kolejny to ona mogłaby stać się jego ofiarą. Na szczęście obie wyjeżdżałyśmy teraz z Bydgoszczy i nie musiałyśmy się obawiać wizyty Daniela.
- Czemu nic mi nie powiedziałaś?
- Nie chciałam was martwić. Sama też trochę to bagatelizowałam. - tłumaczyłam się, ocierając łzę, która mimowolnie poleciała z mojego oka podczas opowiadania historii.
- Masz więcej szczęścia niż rozumu, wiesz? Mam tylko nadzieje, że zgłosiłaś to na policję i już go szukają.
- Nie zgłosiłam... - przegryzłam wargę i czekałam na reakcję współlokatorki.
- Z tobą gorzej niż z dzieckiem! Masz jak najszybciej pomaszerować na komisariat, albo ja cię tam zawlokę! - pogroziła mi palcem.
- Nie teraz. Jak wrócę z Warszawy, to to zgłoszę. - powiedziałam z niechęcią.
- Mam nadzieję... a tak w ogóle to dobrze, że Dawid się tu wczoraj zjawił. - uśmiechnęła się podejrzanie. - Widzę, że wy to już tak na poważnie.
- Przyjaźnimy się, a to co widziałaś dzisiaj, to nie tak... - uśmiechnęłam się pod nosem, wspominając tamto wydarzenie.
- Przyjaźnicie się, a wyglądacie jak para! Hmm... - podrapała się po brodzie brunetka. - Nie będę wnikać co i jak jest między wami, ważne, że cię uratował, przed tym psycholem. - przytuliła mnie i dała buziaka. - A teraz spadaj Olga, bo mi przeszkadzasz w pakowaniu!
     Cała Martyna - bezpośrednia i bardzo szczera, ale za to ją lubiłam. Wyszłam z pokoju i udałam się do swojej sypialni, w której ujrzałam Dawida (tym razem ubranego już w wysuszoną koszulę) przyglądającego się moim medalom i pucharom.
- Musisz strasznie za tym tęsknić... ja nie wyobrażam sobie dnia bez siatkówki. - mówił, oglądając jedną ze statuetek.
- Trudno jest odzwyczaić się od czegoś co robiłam przez 10 lat, ale radzę sobie.
- Ten miałaś na szyi, kiedy się poznaliśmy. - chwycił za jeden ze złotych medali. -  Wygrałyście wtedy cały mecz 3:1, a ty zostałaś MVP. Potem odwieźliśmy cię wtedy do domu z Kubą i Marcinem. - uśmiechnął się i popatrzył mi w oczy.
- Pamiętasz...
- Nie zapomnę tego. - mówił, a z salonu dobiegł dźwięk wybijającego godzinę 15 zegara. - Muszę się zbierać. Mam trening. 
- Rozumiem.
- Poradzisz sobie?
- Jasne panie nadopiekuńczy. - odpowiedziałam, kiedy zmierzaliśmy w kierunku przedpokoju, gdzie siatkarz nałożył buty i kurtkę.
- Gdyby coś się działo to dzwoń. Do zobaczenia. - pocałował mnie w policzek i szybko wyszedł z mieszkania. 
     Stałam nieruchomo i trzymałam dłoń w miejscu, gdzie przed chwilą musnęły mnie usta bruneta. Z dnia na dzień coraz bardziej wierzyłam w to, że on jednak może coś do mnie czuć. Co by się na przykład stało, gdyby dziś do domu nie wróciła Martyna? Jak zakończyłby się incydent w kuchni? Zaczerwieniłam się na samą myśl ciągu dalszego, zamknęłam na klucz drzwi do mieszkania i poszłam spakować najpotrzebniejsze rzeczy, w związku z jutrzejszym wyjazdem. Miałam nadzieję, że wizyta u rodziców pomoże mi trochę w odreagowaniu i chodź w małym stopniu pozwoli mi się zrelaksować...

------------------------------------------------------

Rozdział wyszedł trochę dłuższy niż przewidziałam. Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was na śmierć!
Wiele z Was niecierpliwi się, kiedy wreszcie ta dwójka opamięta się i zrozumie, co do siebie czują. Mogę Wam tylko zdradzić, że już niedługo pojawi się ktoś, kto pomoże im to zrozumieć. W komentarzach możecie pisać swoje pomysły, chętnie poczytam kogo obstawiacie! :)
No i wkrótce także rozwiązanie sprawy z Danielem! Będzie się działo!
Do napisania!

Mila.

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział 14

     Przerażenie paraliżuje mi ciało i nie mogę się ruszyć. Zamykam oczy i czekam. Czekam jak skazaniec na wykonanie się wyroku.
- Witam. - usłyszałam znajomy głos i uniosłam powieki by zmierzyć się z człowiekiem, którego dawniej nazywałam przyjacielem.
- Daniel... To wszystko twoja sprawka prawda? - wstałam z podłogi i podeszłam do chłopaka, którego oczy płonęły złością i nienawiścią. Wyglądał całkiem inaczej. To nie był ten sam człowiek, z którym jeszcze rok temu spisywałam matmę w szkolnej szatni czy chodziłam na imprezy.
- Brawo księżniczko! Domyśliłaś się. - powiedział i klasnął w dłonie. Poczułam od niego zapach alkoholu i papierosów.
- Jesteś pijany...
- No widzisz, co ze mną robisz. Upijam się z rozpaczy. Nadal pamiętam, jak mnie odtrąciłaś. Zapamiętałem każde słowo. "Daniel nie bądź zły, ale nie możemy być razem, to nie jest możliwe. Mogę ci zaproponować tylko przyjaźń, nic więcej." - przedrzeźniał mnie. - I jeszcze ten facet. Nie mogę patrzeć, jak się z nim spotykasz! - wykrzyczał i z całej siły uderzył mnie w policzek. - Nie mogę znieść tego, jak na niego spoglądasz, jak się do niego uśmiechasz... Mnie nigdy tak nie traktowałaś... kim on w ogóle jest?! - zerknął na mnie pytająco. - Siatkarzem tak? Zawsze ciągnęło cię do tego sportu i przez to nie zwracałaś na mnie uwagi, ale teraz masz szansę to naprawić! - chwycił mnie za ręce, przyparł do ściany i zaczął dotykać. - Też tego pragniesz... widzę to. - szeptał mi do ucha.
- Jesteś psychiczny! - wysyczałam i próbowałam się uwolnić. - Puszczaj mnie!
     Lewą ręką wjechał po bluzkę i trzymał mnie w talii, a prawą wplótł we włosy. Próbował mnie całować, ale ja skutecznie unikałam jego ust. Sapał mi do ucha, a ja dosłownie modliłam się, żeby się to już skończyło. Kiedy dotknął mojego tyłka, zdołałam się wyrwać i zaczęłam uciekać. Kątem oka zauważyłam, jak chwyta za krzesło, a po chwili poczułam, jak rozbija mi je na plecach. Zawyłam z bólu i upadłam na podłogę, uderzając głową o stół. 
     Poczułam charakterystyczny, metaliczny zapach krwi, która spływała po panelach podłogowych z mojego zranionego czoła. Słyszałam jego kroki. Zbliża się tu.
- Tak cię kocham. Dałem ci wybór, ale ty nie wykorzystałaś szansy. Teraz będziesz cierpieć kotku. - posłał mi buziaka, chwycił mnie za włosy i mocno pociągnął. - Skoro ja nie mogę cię mieć, to inni też nie. - powiedział i wymierzył mi cztery kopniaki prosto w brzuch. Ból rozdzierał mnie od środka, a łzy lały się po policzkach. Zamknęłam oczy, zacisnęłam zęby i czekałam na dalsze ciosy, ale... usłyszałam tylko skrzypnięcie drzwi. Wyszedł. Zostawił mnie. Odpuścił. To koniec.
     Próbuję się unieść, ale ciało paraliżuje ogromny ból. Nagle wszystko staje się rozmazane. Obraz się rozpływa, a ja odlatuję... 


PERSPEKTYWA DAWIDA:


     Olga nie odzywała się od naszego ostatniego spotkania. Z dnia na dzień coraz bardziej żałowałem tego, że nie umiałem Jej się oprzeć. Wszystko przez tą cholerną windę.
     Przez te kilka dni nie byłem sobą. Brakowało mi czegoś, a właściwie to kogoś... 
- Coś ty taki zamyślony? - odezwał się Kuba siedzący na miejscu obok. - Halo, ziemia do Dawida! - machnął mi ręką przed oczyma.
- Co?!
- O czym tak myślisz?
- O tym jaki jestem głupi. - założyłem ręce za głowę i zamknąłem oczy.
- Kobieta? - twierdząco machnąłem głową. - Było od razu mówić, że o dziewczynę chodzi! A teraz mów, co zrobiłeś... - klepnął mnie po ramieniu, a ja zacząłem opowiadać mu całą historię.
     Kiedy tylko dotarliśmy do Bydgoszczy, od razu pojechałem do kwiaciarni i kupiłem Oldze ogromny bukiet czerwonych róż tak, jak poradził mi Kuba. Przemierzam zatłoczone ulice, docieram na miejsce, parkuję auto i wchodzę po schodach na piętro, na którym znajduje się mieszkanie blondynki. Widzę uchylone drzwi i do głowy napływają mi najgorsze scenariusze. Pukam, a kiedy nie otrzymuję odpowiedzi powoli wchodzę do środka, a widok, który tam zastaję sprawia, że na chwile zatrzymuje się moje serce. Wewnątrz panuje chaos. Porozbijane meble, krew, a na środku Ona. Podbiegam do nieprzytomnej Olgi, klękam przed nią, sprawdzam puls i oddech. 
- Olga... kto ci to zrobił? Obudź się, proszę. Nie zostawiaj mnie... błagam.- podniosłem wątłe ciało blondynki i położyłem na swoich kolanach. Z Jej czoła sączyła się krew, która po chwili ubrudziła moje granatowe dżinsy i białą koszulę. 
- Dawid? Co ty tu... - wymamrotała, otwierając powoli oczy, które przepełnione były strachem. - Gdzie on jest?
- Nikogo tu nie ma. Już wszystko w porządku, jestem przy Tobie... - powiedziałem i chciałem Ją przytulić, ale dziewczyna odepchnęła mnie i resztkami sił przeczołgała się po podłodze tak, jakby chciała ode mnie uciec. 
- Nie, proszę...
- Olga... boisz się mnie? - nic nie odpowiedziała, tylko wpatrywała się we mnie czekoladowymi oczami, które w tej chwili wyglądały jakby wypłynęła z nich cała radość życia. - Przecież nigdy nic bym ci nie zrobił... Powiedz mi, co tu się stało.
- Z Danielem poznałam się chyba pięć lat temu... - odezwała się po dziesięciu minutach milczenia. - Ufałam mu, traktowałam jak brata. Kilka miesięcy temu, na moich urodzinach wyznał mi miłość, ale już wtedy moje serce należało do kogoś innego. - mówiła, a ja poczułem ukłucie po lewej stronie klatki piersiowej. Zabolało mnie to. Czy to zazdrość? Ona kocha innego... Szkoda tylko, że nie wiesz, że ona mówi o tobie.
- To on tu dzisiaj był? - zapytałem, a Ona w odpowiedzi twierdząco machnęła głową.
- Minęło tyle czasu, a on wciąż nie mógł się z tym pogodzić... był zazdrosny. Dzisiaj chciał mnie... - schowała twarz w zakrwawionych dłoniach. - ...no wiesz... a kiedy mu uciekłam to wpadł w szał i mnie pobił.
- Nie wierzę... jak ktokolwiek mógł Ci to zrobić. - powiedziałem, a po chwili chwyciłem za telefon i zacząłem wykręcać numer na policję.
- Co robisz? 
- Niech ten potwór nie myśli, że to wszystko ujdzie mu na sucho. Policja się nim zajmie. - mówiłem, przykładając komórkę do ucha.
- Nie rób tego! - wyrwała mi telefon. - Proszę, nie dzwoń nigdzie. Przecież oni nic nie zrobią, a Daniel jeszcze bardziej się wścieknie. Jeszcze zrobi coś tobie, a tego nigdy bym sobie nie wybaczyła.
- Dlaczego miałby coś mi zrobić? Przecież on mnie nawet nie zna. - zmarszczyłem czoło ze zdziwienia, a Olga podała mi swojego smartfona.
- Przeczytaj.
     Czytałem przychodzące do Niej od kilku dni wiadomości. Same groźby i wyzwiska. Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę. Przecież to jakiś psychopata. Dręczył Ją, a ja nic o tym nie wiedziałem, a najgorsze było to, że to od naszego pierwszego spotkania zaczęło się to piekło. To moja wina...
- To wszystko przeze mnie. To ja powinienem oberwać, nie Ty. Przepraszam cię. Powinienem trzymać się od ciebie z daleka, wtedy wszystko byłoby w porządku. - wstałem i ruszyłem w stronę wyjścia. 
- Nie zostawiaj mnie! Dawid! - krzyczała łamiącym się głosem. - Boję się, że on tu znowu przyjdzie. - powiedziała, a ja obróciłem się i widząc rozdygotaną dziewczynę z sinymi od płaczu ustami, skarciłem w myślach sam siebie. Jak mogłem w ogóle pomyśleć, żeby Ją teraz opuścić. Zachowałbym się jak kompletny drań. 
- Przepraszam. - podszedłem do rannej blondynki, złapałem za Jej posiniaczoną rękę i przyłożyłem sobie do policzka, a potem pocałowałem. - Nie zasłużyłaś na to wszystko. Wiesz, kiedy wszedłem do mieszkania i zobaczyłem co tu się stało, bałem się, że... - zadrżał mi głos. - ...że cię straciłem. Może to dziwnie zabrzmi, ale mimo to, że znamy się tylko kilka dni, a ja naprawdę się do Ciebie przywiązałem. - mówiłem, nie zastanawiając się nawet co.
- Cieszę się, że mam takiego przyjaciela jak ty. - posłała mi lekki uśmiech, ale ja w tej sytuacji nie mogłem się cieszyć. Przyjaciel - to słowo krążyło mi po głowie. Tylko przyjaciel... Szkoda tylko, że nie wiesz, jak bardzo się mylisz.
 - Muszę cię zabrać do lekarza. Te rany i siniaki nie wyglądają najlepiej. - odzywam się po dłuższej chwili.
- Nie chcę nigdzie jechać. Pomóż mi dojść do łazienki. Muszę zmyć z siebie tą krew i się przebrać.
- Mogę? - machnęła twierdząco głową, a ja wziąłem Ją na ręce i zrobiłem to, o co poprosiła. Wolałem zapytać czy mogę Ją chociażby dotknąć, bo po dzisiejszych przeżyciach na pewno Jej zaufanie do mężczyzn zmalało.
     Postawiłem wodę na herbatę i zająłem się sprzątaniem. Przez drzwi słyszałem szum wody i Jej płacz. Zastanawiałem się dlaczego to wszystko musi spotykać właśnie Olgę. Nie dość, że straciła siatkówkę, to teraz prześladuje Ją jakiś damski bokser, który tylko czeka na to, żeby Ją wykorzystać.
     Obracam się i widzę otwierające się drzwi, zza których wyłania się Ona. Nagle traci równowagę, ale dzięki szybkiej interwencji nie ląduje na podłodze, a w moich ramionach.
- Kolejny raz mnie ratujesz.
- Po to tu jestem. Chociaż tak mogę ci pomóc. - zaniosłem Ją do sypialni i położyłem na łóżku, cały czas wpatrując się w zamglone, pełne tajemnic oczy.
- Jak ja ci się odwdzięczę za to wszystko? - zapytała, kiedy wychodziłem z sypialni.
- Wystarczy mi to, że przyjdziesz na mecz i będziesz mi kibicować. - uśmiechnąłem się do blondynki, której cera wydawała się bardziej blada niż zwykle. - Spróbuj zasnąć, dobrze?
- Pewnie.
     Usiadłem przy stole, obracając kubkiem z herbatą w rękach. Przyglądałem się parze wylatującej z gorącego płynu i poddawałem się zżerającym mnie wyrzutom sumienia. "Gdybyś się nie angażował, to Olga teraz nie leżałaby teraz pobita. Jesteś winny. To tak jakbyś ty to zrobił." - mówił mi rozum, ale... co ja poradzę. Nie umiem trzymać się z daleka. To silniejsze ode mnie. 
     Nikt nie powiedział, że to będzie łatwe, że na naszej drodze nie staną żadne przeciwności, których pokonania będziemy się podejmować. Nasze, będziemy... jak to pięknie brzmi. Życie nie polega przecież na wiecznych przyjemnościach oraz radości, a na pracy, pokonywaniu barier i dążeniu do wyznaczonego celu...

--------------------------------------------------------------------------


Rozdział powinnam zatytułować "CHAOS".
Pisanie szło mi jak krew z nosa. Trudno mi było ogarnąć tę część.
Oczywiście większość z Was domyśliła się, kto wypisywał te wszystkie wiadomości. Po raz kolejny Wasz szósty zmysł mnie nie zawiódł!
Szczypta brutalności, dużo zaufania i pomocy oraz odrobina zbędnej paplaniny - te słowa idealnie opisują ten rozdział. Nic tu do siebie nie pasuje, ale brakowało mi pomysłu. Po prostu!
Mam tylko nadzieję, że przeżyjecie i ten nie do końca dobry rozdział!


Chwilowo pozbawiona wyobraźni Mila.

piątek, 17 kwietnia 2015

Rozdział 13

     Dokładnie od cztery dni jestem najbardziej przerażonym człowiekiem na świecie. Nie śpię, nie wychodzę z domu. Każdy trzask, każde skrzypnięcie traktuję jako potencjalne zagrożenie. Boję się pójść na policję, nie chcę mówić o tym innym, a właściwie to nawet nie mam z kim porozmawiać. Dawid wyjechał z drużyną do Rzeszowa, a ja wolę nie dekoncentrować go przed meczem, zaś Martyna musiała wrócić na kilka dni do swojego rodzinnego domu, bo jej mama zachorowała i nie miał się nią kto zająć. 
     Przez cały czas miałam nadzieję, że to nie dzieje się naprawdę. Łudziłam się, że to tylko moi znajomi mnie wkręcają, że za chwile do mieszkania wejdzie prezenter z kamerzystą i wesoło krzykną: "Mamy cię, dałaś się nabrać", ale co najwyżej mogłam marzyć o takim właśnie przebiegu wydarzeń. 
     Nie do końca wiedziałam też co mam właściwie zrobić. Groźby były coraz bardziej brutalne i przerażające. Ponadto zdarzały się też wiadomości, w których prześladowca zapewniał mnie jak bardzo mnie kocha i opowiadał jaką ochotę ma by mnie "zerżnąć". Pisał, co zrobiłby ze mną, gdybym była tylko jego. To było obrzydliwe. Jakim człowiekiem trzeba być, żeby zachowywać się w taki sposób. Właściwie zachowania takiego nie mogę nawet nazwać ludzkim. Ta osoba to istne zwierzę.
     Usłyszałam jak mój telefon wydaje z siebie melodię jednej z moich ulubionych piosenek. Ktoś do mnie dzwoni. Modlę się, żeby nie był to ten psychopata, od którego dostałam już ponad sto wiadomości. Niepewnie spoglądam na wyświetlacz telefonu, a kiedy widzę napis "Martyna" oddycham z ulgą i szybko klikam zieloną słuchawkę.
- Halo. 
- Cześć. - wrzasnęła radośnie do słuchawki dziewczyna. - Masz jakiś dziwny głos. Coś się stało?
- Nie no co ty, przecież gdyby coś się działo, to bym ci o tym powiedziała. - kłamałam. - Powiedz lepiej co u twojej mamy. Jak się czuje?
- Wszystko w porządku. Wygania mnie już nawet z domu i twierdzi, żebym wracała do Bydgoszczy, bo podobno jestem nadopiekuńcza, ale to jakieś pomówienia. - mówiła Martyna, a w tle słyszałam drugi głos. - Masz pozdrowienia od mamy. 
- Podziękuj i życz jej szybkiego powrotu do zdrowia. - odparłam. - Kończę już. Mam trochę pracy. - wykręcałam się.
- W takim razie do zobaczenia jutro!
- Do zobaczenia. - odpowiedziałam i rozłączyłam się.
     Jak dobrze, że Martyna wraca już jutro. Wreszcie nie będę siedzieć sama w tym przeklętym mieszkaniu i może przestanę się bać własnego cienia.
     Z braku laku postanowiłam, że wezmę się za sprzątanie mieszkania. Lepsze to niż bezczynne i bezowocne siedzenie oraz zamartwianie się. Najpierw wyrzuciłam z szafy wszystkie ubrania i przeprowadziłam ostrą selekcję. Nienoszone oraz niepasujące ubrania spakowałam i postanowiłam oddać je potrzebującym. Uzbierało się ich sporo, bo ostatnimi czasy niestety schudłam kilka kilo i coraz bardziej przypominałam szkielet. Sama nie wiem czym było to spowodowane, ale waga 60 kilo przy moich 185 cm wzrostu była trochę niepokojąca.
     Na następny ogień poszły szafki w kuchni, a kiedy skończyłam kuchenne porządki, wzięłam się za salon. Zbliżyłam się do wysokiego kredensu w kolorze kasztanu i zaczęłam się dokładniej przyglądać przeróżnym bibelotom i pamiątkom na nim stojącym. Otworzyłam dolną szafkę i wyjęłam z niej dosyć duże tekturowe pudełko udekorowane różnorakimi podpisami czy naklejkami. Podnoszę wieko, siadam na dywanie i zabieram się za oglądanie zdjęć. Na pierwszej fotografii widzę małą blondynkę w niebieskiej sukience ze splecionym z włosów warkoczem przytuloną do brzucha ciężarnej mamy. Wyjmuję kolejne zdjęcie. To przedstawia starszą już dziewczynę w eleganckim stroju, trzymającą w ręku świadectwo szkolne. Następna fotografia. Trener oraz kilkanaście młodych dziewczyn z medalami zawieszonymi na szyjach trzymają ogromny puchar i śmieją się się do aparatu. Smutno spoglądam na zdjęcia i uświadamiam sobie, że to wszystko już nigdy nie powróci, chociaż nie wiem, jak bardzo bym tego chciała.
     Ze zdziwieniem patrzę na kartkę urodzinową ukrytą pod warstwą fotografii. Byłam pewna, że zaplątała się gdzieś podczas przeprowadzki, a tymczasem ona cały czas była tutaj. Zaglądam do wnętrza kartki i widzę cudowne życzenia oraz mnóstwo podpisów znajomych. Czytam dokładnie zdanie po zdaniu. Jeden z podpisów szczególnie zwraca moją uwagę. Nagle odkrywam coś, co wprawia mnie w osłupienie. W jednej chwili wszystko stało się jasne.


"Zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń i znalezienie wreszcie tego jedynego - tego życzę Ci właśnie dzisiaj. 100 lat dla naszej Oleńki!"

     To nie prawda. To kłamstwo. Nie wierzę. Poznaję to pismo. Wiem, kto mnie dręczy. Znam tożsamość prześladowcy.
     Nagle słyszę charakterystyczne skrzypnięcie. Ktoś wszedł do mieszkania. Kretynko, nie zamknęłaś drzwi wejściowych! Teraz jest już za późno. Za późno na ucieczkę, na wezwanie pomocy, na cokolwiek. Słyszę kroki. Wiem, co to oznacza. Przerażenie paraliżuje mi ciało i nie mogę się ruszyć. Zamykam oczy i czekam. Czekam jak skazaniec na wykonanie się wyroku. 
     To koniec.

--------------------------------------------------

Dzisiaj trochę inaczej. Nie o Dawidzie, nie o siatkówce, nie o miłości. Mimo to mam nadzieję, że i taka część przypadła Wam do gustu. 
Troszkę zarwałam noc i do 0:40 pisałam rozdział, ale myślę, że było warto. Jest on dosyć krótki, ale taki miał być. Następny za to będzie o wiele, wiele dłuższy.
Trzymajcie za mnie kciuki na egzaminach we wtorek, środę i czwartek, a jeśli też je piszecie, to życzę powodzenia! Damy radę!

Mila.

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Rozdział 12

     Rano obudziły mnie krzyki Martyny, która panikowała, że spóźni się na zajęcia. Biegała po mieszkaniu w poszukiwaniu rzeczy, które nagle w niewyjaśniony sposób nie znajdowały się na swoim miejscu. 
     Podeszłam do okna i odsłoniłam roletę, by wpuścić do środka trochę światła. Pogoda była wyjątkowo paskudna... no, ale czego można się spodziewać w październiku. Krople deszczu biły w szybę, a porywisty wiatr zdmuchiwał z drzew kolorowe liście. Pojawiła się też gęsta, mleczna mgła, która uniemożliwiała podziwianie krajobrazu śpiącej Bydgoszczy.
     Otworzyłam szafę i ze smutkiem spojrzałam na letnią sukienkę w kwiaty, którą założenie w taką pogodę byłoby istnym samobójstwem. Wybrałam zestaw na dzisiejszy dzień i udałam się do łazienki. Do wanny nalałam gorącej wody i dodałam mój ulubiony olejek do kąpieli, który sprawił, że na powierzchni pojawiły się piętra piany, a pomieszczenie wypełnił zapach cytrusów. Zanurzyłam się w wodzie, zamknęłam oczy i pogrążyłam się w marzeniach, które jeszcze do niedawna wydawały się dla mnie nierealne. Nie zaskoczę nikogo, jeżeli powiem, że myślałam o Dawidzie. Nikt inny nie błądził po mojej głowie już od dobrych kilku miesięcy. Wspominałam nasze wczorajsze spotkanie, które było dla mnie czymś nieprawdopodobnym. To dziwne, że wszystko co dzieje się ostatnio w moim życiu, ma związek z Dawidem. Tak jakby los chciał, żebyśmy byli blisko siebie...
     Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk burczącego telefonu, który oznajmiał, że dostałam sms-a. Uśmiech wstąpił na moją twarz, gdy tylko zobaczyłam nadawcę wiadomości. 


"Obudziłem Cię? Mam nadzieję, że nie. Chciałem tylko zapytać czy pamiętasz o dzisiejszym meczu. Byłbym bardzo szczęśliwy, gdybyś się na nim zjawiła... To jak, będziesz?"

     O cholera! Na śmierć zapomniałam o tym, że Dawid zapraszał mnie wczoraj na mecz. Bardzo chciałam pójść, ale grafik na dzisiejszy dzień był dość napięty i miałam wątpliwości co do tego czy wyrobię się zjawić się na dzisiejszej batalii siatkarzy z Bydgoszczy. Mimo braku czasu postanowiłam, że postaram się dotrzeć na mecz. Nie mogłam przecież zawieść Dawida...

"Nie śpię już, nie martw się. Mam wątpliwości, co do tego czy zdążę na czas, ale zrobię wszystko by pojawić się na meczu. Zadowolony?"

     Wysłałam wiadomość, a na odpowiedź nie musiałam długo czekać. Po dosłownie minucie mój telefon znowu dał o sobie znać.

"Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę. Już nie mogę się doczekać, kiedy znowu Cię ujrzę. Do zobaczenia! Pamiętaj - 18:00 na hali!"

     Wyszłam z wanny i obwiązałam się ręcznikiem. Natarłam ciało moim ulubionym, waniliowym balsamem, włosy pozostawiłam w lekkim nieładzie, ubrałam się we wcześniej przygotowany zestaw i wykonałam makijaż. Udałam się w kierunku kuchni, aby przygotować coś na ząb. Padło na moją ulubioną sałatkę, a którą przepis lata temu dała mi Karolina. Szybko wyrzuciłam z pamięci te wspomnienie, jak i osobę z nim związaną. Usiadłam na kanapie w salonie i bezsensownie gapiłam się w ekran telewizora, popijając kawę oraz pochłaniając porcję sałatki. Nawet nie wiem, jak to się stało, ale kompletnie straciłam poczucie czasu i nim się obejrzałam, zegar wskazywał już 14:00, a do drzwi pukał pierwszy uczeń.
     Zmęczona trzygodzinną nauką dzieciaków, opadłam na kanapę zawaloną papierzyskami i różnorakimi podręcznikami oraz zeszytami. Przymknęłam oczy i delektowałam się ciszą, ale nie dana mi była chwila odpoczynku, ponieważ usłyszałam dźwięk przychodzącego sms-a. Zwlokłam się z sofy i leniwym krokiem pomaszerowałam do przedpokoju.


"Kim jest dla Ciebie ten mężczyzna, z którym się wczoraj spotkałaś?! Lepiej trzymaj się od niego z daleka, bo oboje tego pożałujecie!"

     Przeczytałam wiadomość od nieznajomego nadawcy chyba pięć razy. To jakiś żart, tak? Czyżby jakaś psychofanka Dawida widziała nas wczoraj i w jakiś magiczny sposób zdobyła mój numer, by pogrozić mi i uświadomić, że staje na drodze jej wielkiej miłości? Zaśmiałam się pod nosem, a strach i przerażenie schowałam głęboko w kieszeń, bo sama nie chciałam się sobie przyznać, że wystraszyłam się takiej głupoty. Trochę zbagatelizowałam tą wiadomość i wolałam się nią nie przejmować.
     Spakowałam do torebki najpotrzebniejsze rzeczy, założyłam płaszcz oraz buty i wyszłam z mieszkania. Wybiegałam właśnie z klatki schodowej, gdy wpadłam na średniego wzrostu mężczyznę, którego twarz od razu poznałam.
- Daniel?!
- Olga? Co tu robisz? - powiedział, a na jego twarzy malował się uśmiech. - Ale niespodzianka! Nie spodziewałem się, że cię tu spotkam!
- Przeprowadziłam się ze stolicy, właśnie tutaj... a ciebie co sprowadza do Bydgoszczy?
- Yyy... mam sprawę do załatwienia. No i przyjechałem odwiedzić kumpla. - odpowiedział tak, jakby sam nie był pewny tego co mówi.
- Słuchaj, muszę już lecieć. - zerknęłam na zegarek. - Jak kiedyś jeszcze będziesz gdzieś w pobliżu to dzwoń, pogadamy o starych czasach. - pomachałam mu na pożegnanie i ruszyłam w drogę. Byłam zszokowana nie tylko tym, że spotkałam tu Daniela, ale też tym, iż minęła mu już ta złość, po tym jak odtrąciłam jego uczucia. 
     Dotarłam na halę dosłownie w ostatniej chwili. Usiadłam na miejscu i przyglądałam się rozpoczynającemu się widowisku. Kiedy piłka została wprawiona w ruch, poczułam małe ukłucie w sercu. Przypomniałam sobie siebie sprzed kilku miesięcy, kiedy tak samo, jak oni stałam na boisku w klubowym ubraniu z piłką w ręku i zdobywałam punkty dla mojej drużyny. "Olga nie myśl o tym" - powtarzałam sobie po cichu, by zapomnieć o bolącym wspomnieniu.
     Chłopcy bardzo się starali, ale po niecałych dwóch godzinach przegrali 1:3. Nie mogłam patrzeć na zmartwioną minę Dawida i szybko ruszyłam w jego stronę by być teraz przy nim, bo z własnego doświadczenia wiedziałam, że pomaga.
- Przykro mi z powodu przegranej. Nie martw się, przed wami jeszcze sporo meczów. - pocieszałam zasmuconego Dawida. - Chyba przynoszę wam pecha...
- Nawet tak nie mów. Przecież to nie twoja wina - pogładził mnie dłonią po przedramieniu, co wywołało na moim ciele gęsią skórkę. - Masz może ochotę pójść coś zjeść? Nie lubię spędzać samotnych wieczorów, szczególnie takich po przegranym meczu...
- Nie mam żadnych planów na wieczór, więc czemu nie... - uśmiechnęłam się do chłopaka, który odwdzięczył się tym samym. Byłam strasznie zadowolona i miałam ochotę skakać pod sam sufit, ale stłumiłam emocje w sobie, by ludzie nie uznali mnie za psychopatkę.
- To lecę do szatni. Poczekaj na mnie pod halą i nigdzie nie uciekaj!
- Nawet o tym nie myślałam! - odpowiedziałam, a chłopak pobiegł w kierunku szatni.
     Na plecy zarzuciłam płaszcz, a potem wyszłam z budynku. Z torebki wyjęłam telefon i zajęłam się przeglądaniem portali społecznościowych. Z niedowierzaniem patrzę na wyświetlacz i zauważam następnego sms-a od nieznajomego nadawcy.


"Niegrzeczna z Ciebie dziewczynka. Jaka była umowa? Masz skończyć znajomość z tym facetem, bo pogadamy inaczej. Nawet nie myśl, że mnie oszukasz. Jestem wszędzie, wiem o wszystkim, przede mną się nie ukryjesz. p.s. Ślicznie dziś wyglądasz Oleńko, ale... wolę Cię w związanych włosach."

     Obróciłam się i zaczęłam rozglądać. Ta osoba musi tu gdzieś być. Skąd mogłaby wiedzieć jaką mam dziś fryzurę. To przestawało być śmieszne. Teraz naprawdę zaczynałam się bać. Jeszcze ta "Oleńka"... ktoś mnie kiedyś tak nazywał, ale w tym momencie nie mogłam sobie przypomnieć kto. 
     Byłam bezsilna. Usiadłam na ławce i ukryłam twarz w dłoniach.
- Jestem! - usłyszałam zadowolony głos Dawida. 
- Okej, ale... - wstałam, a wzrok wbiłam w ziemię. - ...nie wiem czy to dobry pomysł.
- Nie rozumiem...
- Nie wiem czy powinnam gdzieś z tobą iść. Przepraszam, to skomplikowane... nie wiem jak ci to wyjaśnić.
- Coś się stało? 
- Nic, no ale...
- Skoro nic, to nie przyjmuję odmowy. - podszedł do mnie bliżej, podniósł mnie i zaczął nieść w stronę parkingu, a ja zareagowałam na to głośnym śmiechem. W jednej chwili wszystko co złe odpłynęło, pozostała tylko radość. Dawid jest niesamowity. Działa jak najlepszy antydepresant.
- Zwariowałeś? Jeszcze ktoś nas zobaczy!
- Niech patrzą! Żadne fanki, dziennikarze i ciekawskie plotkary obserwujące osiedle mnie nie powstrzymają! - zaśmiał się.
- Widzę, że z tobą nie wygram...
     Chłopak zaparkował pod bardzo szykownie wyglądającym kilkupiętrowym budynkiem. Weszliśmy do środka i wsiedliśmy do windy, która zawieść nas miała na piąte piętro. Ledwo ruszyliśmy w górę, a już pojawiły się problemy. Winda zatrzymała się między piętrami i ani myślała ruszyć.
- Dawid co się dzieje? - spojrzałam przerażonymi oczami na chłopaka. - Tylko nie mów, że...
- ... że winda się zacięła? Bardzo chciałbym powiedzieć, że tak nie jest, ale niestety chyba masz rację. No to utknęliśmy w windzie! - zaśmiał się i usiadł na podłodze.
- Nie śmiej się tylko zrób coś! - tupnęłam nogą w podłogę, przypominając małą, rozkapryszoną dziewczynkę, której mama nie chce kupić nowej lalki.
- Chodź tu i się nie denerwuj. - pociągnął mnie za rękę tak, że już po chwili znajdowałam się tuż obok niego. - Masz jakiś pomysł co możemy robić dopóki nas nie uwolnią? Podobno w damskiej torebce jest wszystko, więc może znajdzie się jakiś zestaw ratunkowy, który uchroni nas od śmierci z nudów.
- Mam tylko notes, długopisy, chusteczki, telefon, portfel, klucze i słuchawki. Marny zestaw... - pokręciłam głową. - Nic interesującego...
- Założę się, że pokonam cię w kółko i krzyżyk z zamkniętymi oczami! W szkole byłem w to mistrzem!
- Chyba śnisz! - zaśmiałam się, wyjmując dwa długopisy i notes. - To ja zawsze wygrywałam w tą grę!
     Licytowaliśmy się, kto lepiej sobie radzi, ale ostatecznie wynik pokazał, kto ma rację. Niby zwykła gra w kółko i krzyżyk, a ja śmiałam się jak nigdy dotąd. Podejrzewam, że obecność Dawida miała w tym swój udział.
- Ha! 25:0! - krzyknęłam triumfalnie, chcąc ogłosić całemu światu swą wygraną.
- Ale mnie rozwaliłaś... mecz przegrany i jeszcze dziewczyna pokonała mnie w kółko i krzyżyk! To nie jest mój szczęśliwy dzień... - pokręcił głową. - A wiesz, że dla zwycięzcy należy się nagroda?
- Jaka nagroda?
- Usiądź tutaj i zamknij oczy! - oznajmił, wskazując palcem miejsce przed sobą.
     Posłusznie wykonałam polecenie chłopaka i już po chwili poczułam jego duże dłonie na swoich ramionach. Nie wiedziałam, że Dawid umie tak fantastycznie masować. Taka nagroda była chyba najlepszą, na jaką mogłam liczyć po tak męczącym dniu.
- Gdzie się tego nauczyłeś?
- Przyswajam wiedzę klubowych fizjoterapeutów. - zaśmiał się, a po chwili zrobił coś, czego w życiu bym się po nim nie spodziewała. Nagle poczułam, jak odgarnia dłonią moje włosy i ustami muska moją szyję. Składał na niej krótkie pocałunki, które doprowadzały mnie do szaleństwa. Z rozkoszy odchyliłam głowę do tyłu, a Dawid niespodziewanie przerwał swoje poczynania. 
- Dawid...
- Przepraszam. Nie wiem co we mnie wstąpiło. - wstał i oparł się o ścianę. - To przez to zmęczenie robię takie głupoty... zapomnijmy o tym dobrze? Nie chcę, żeby przez moje wybryki ucierpiała nasza znajomość...
- Okej. - odparłam oschle i wstałam z podłogi. Miałam ochotę wykrzyknąć mu prosto w twarz: "Za co ty przepraszasz, przecież mi się to podobało!". Nagle ruszyła winda, przez którą straciłam równowagę i wpadłam prosto na Dawida. Opierałam się o jego ramiona, a on trzymał mnie w pasie. Wpatrywaliśmy się w swoje oczy i nie mogliśmy się od siebie oderwać. Świat się dla nas zatrzymał i nic innego nie istniało... liczyliśmy się tylko my... 
- Oj, przepraszam. - wydukała zawstydzona kobieta, kiedy tylko drzwi windy się otworzyły. - Chyba przeszkadzam...
- Nie, nie skądże. My... już idziemy. - wymamrotałam pod nosem i ruszyłam w kierunku wyjścia, ciągnąc Dawida za rękę.
- Gdzie tak biegniesz? - odezwał się, goniący mnie chłopak.
- Wyobrażasz sobie co ta kobieta sobie o nas pomyślała?
- Nie ma się czym przejmować. W najgorszym przypadku jutro rano w gazecie ujrzysz nagłówki: "Sławny siatkarz i jego nowa miłość". - śmiał się.
- Ha-ha-ha bardzo zabawne. - powiedziałam, ziewnęłam i zerknęłam na zegarek. - Późno już...
- Chyba ktoś tu jest śpiący. Odwiozę cię do domu, bo mi tu jeszcze zaraz zaśniesz. - uśmiechnął się i otworzył mi drzwi do samochodu.

PERSPEKTYWA DAWIDA:

     Zaparkowałem pod domem Olgi i zauważyłem, że dziewczyna zasnęła. Przyglądam się Jej i wciąż nie mogę nadziwić się temu, jaka jest piękna. Trudno mi to wyrazić słowami. Zakładam za ucho kosmyk Jej złocistych, falowanych włosów, by móc w pełni podziwiać niesamowitą urodę, jaką została obdarzona. 
     Wciąż zastanawiam się czy dobrze postąpiłem, całując ją w windzie. Z jednej strony martwię się o to czy ten incydent nie popsuje naszych relacji i nie sprawi, że Olga zrazi się do mnie... no, bo kto całuje prawie nieznajomą kobietę! Z drugiej jednak strony nie mogłem Jej się oprzeć. Kiedy jestem przy Niej nie myślę racjonalnie, dzieje się ze mną coś dziwnego, coś czego nie potrafię opisać... im częściej Ją widzę, tym więcej Jej pragnę...
- Mhmm. Coo... Gdzie ja.. Dawid? Jejku, czy ja zasnęłam w twoim aucie?
- No tak jakby. - zaśmiałem się, obserwując grzebiącą się w torebce blondynkę. Wyciągnęła telefon i momentalnie się rozpłakała. - Olga co się dzieje? - zapytałem, ale nie otrzymałem odpowiedzi. - Powiedz mi co się dzieje. Pomogę. - złapałem ją za rękę, która była wręcz lodowata.
- Przepraszam. Nic, nic się nie dzieje. Ja... muszę już iść.
- Jeśli jednak chciałabyś pogadać to dzwoń.
- Dzięki za wszystko. - otworzyła drzwi. - Proszę cię Dawid, uważaj na siebie. Pamiętaj. - wysiadła z samochodu i wbiegła do klatki schodowej.

PERSPEKTYWA OLGI:


"Myślałaś, że to żarty?! Teraz zobaczysz co to znaczy prawdziwe piekło! Jeszcze pożałujesz tego, że mnie nie posłuchałaś! 

     Leżę w łóżku i po raz kolejny czytam wiadomość, która sprawia, że trzęsę się z przerażenia. To już trzecia dzisiaj. Martwię się o siebie, o moją rodzinę, o znajomych, o Dawida. Dlaczego to wszystko się dzieje? Dlaczego ja jestem głównym celem nieszczęśliwych zdarzeń? Tracę najważniejsze w życiu osoby i rzeczy. Nie dam sobie odebrać już niczego. Już czas powiedzieć dość...

------------------------------------------------

Powinnam chyba zacząć od przeprosin, że ostatnio się tu nie pojawiałam i nic nie pisałam, więc przepraszam! Nie wiem czy sensowne będzie tłumaczenie się i mówienie czym spowodowana była przerwa od pisania, ale napiszę, może kogoś to zainteresuje. Chyba nie muszę mówić o tym, że szkoła, egzaminy i treningi sprawiają, iż często nie mam siły nawet włączyć komputera i napisać chociażby zdania. Często przychodzę do domu po godzinie 16 czy nawet 18 i na pewno sami wiecie, że kiedy wraca się po tylu godzinach pracy, to człowiek ma ochotę położyć się na łóżku i nic nie robić. Ostatnimi czasy miałam też problemy ze zdrowiem, ale teraz jest już wszystko w porządku. Ponadto dopadł mnie przeokropny brak jakiejkolwiek weny i pomysłu na dalsze rozdziały. Kiedy już próbowałam coś napisać, to nic do siebie nie pasowało, co sprawiało, że się wkurzałam i wyłączałam bloggera. Mogłam Wam napisać i wstawić nowy rozdział, ale na pewno nie byłabym z niego zadowolona, a ja nie chcę, żeby pojawiało się tu coś, co będę pisać pod presją i przymusem. 
W ramach przeprosin przygotowałam dla Was dość długi rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba, bo dość dużo się w nim dzieje. 
Powoli uzupełniam też zaległości na Waszych blogach. Cierpliwość proszę :)
Do napisania!


Mila.

sobota, 7 marca 2015

Rozdział 11

     Każda impreza kończyła się dokładnie tak samo. Najpierw obiecywałam sobie, że nie będę dużo pić, ale szybko o tym zapominałam i dawałam się porwać zabawie. Po raz kolejny budziłam się z potwornym bólem głowy i luką w pamięci.
- Dzień dobry! - rozbrzmiał głos Martyny. - Jak pierwsza noc w nowym domu?
- Błagam cię, nie krzycz tak. - wymamrotałam, zasłaniając głowę poduszką.
- Aaa no tak, zapomniałam. Wczorajszego wieczora nie znałaś pojęcia umiar. - zaśmiała się. - Chodź, dam ci coś na ból głowy.
     Zwlekłam się z łóżka, przetarłam oczy i sięgnęłam po telefon, żeby zobaczyć, która jest godzina. 13:05. Brawo Strusińska! Przespałaś połowę dnia. Zauważyłam także, że przyszła do mnie jedna wiadomość tekstowa od nieznanego mi numeru. Treść jeszcze bardziej mnie zadziwiła i wprawiła w osłupienie.
- Martyna znasz może ten numer? - spytałam, drapiąc się po głowie. - Dostałam jakiegoś dziwnego sms-a...
- "Pewnie niczego nie pamiętasz i zastanawiasz się kim jestem oraz dlaczego mam Twój numer. Bądź o 14:30 pod kawiarnią na Jaśminowej, to wszystko ci wyjaśnię. Do zobaczenia!" - czytała na głos wiadomość. - Co to jest?
- Też chciałabym to wiedzieć.
- A może to ten koleś, z którym gadałaś w klubie napisał? - mówiła, zajadając kanapkę. - Chyba wpadłaś mu w oko!
- Z kim ja wczoraj rozmawiałam? Nic nie pamiętam... - spojrzałam przerażonym wzrokiem na współlokatorkę. - Nigdy więcej imprez. - podsumowałam i położyłam obolałą głowę na zimny stół.
- Pójdziesz na to spotkanie?
- A jak to jakiś zboczeniec albo morderca? Daj spokój! Nie będę bawić się w żadne randki w ciemno. - machnęłam ręką i weszłam do łazienki, w celu wzięcia prysznica i przebrania się w wybrany wcześniej strój. 
     Mój rozum toczył batalię z sercem. Zastanawiałam się czy nie zaryzykować i nie pójść na te tajemnicze spotkanie. Nigdy nie umawiałam się z nieznajomymi, bo bałam się, że to będzie jeden wielki niewypał, ale może lepiej przestać myśleć o konsekwencjach i raz w życiu zaszaleć. 
- Czyli jednak spotkasz się z nim? - spytała, oglądająca telewizję Martyna. 
- Zaryzykuję... myślisz, że warto tam iść?
- Jeśli to ten chłopak, który wczoraj tak cię zaczepiał w klubie, to tak, warto. - powiedziała. - Czy ty zawsze musisz wyrywać największych przystojniaków?! - zaśmiałyśmy się obie.
- Do zobaczenia!
- Powodzenia!
     Bydgoszcz znałam już dość dobrze, bo na wakacjach często tu przyjeżdżałam, więc znalezienie kawiarni nie było dla mnie zbyt dużym wyzwaniem. Droga zajęła mi około 20 minut. Spojrzałam na zegarek. 14:29. Cóż za punktualność.
- Cześć Olga. - usłyszałam głos. Odwróciłam się i zobaczyłam... Dawida z wielkim bukietem czerwonych tulipanów. Skąd wiedział, że to moje ulubione kwiaty? Stałam z otwartą z wrażenia buzią i nie mogłam wydukać żadnego słowa. - To dla ciebie. - podał mi bukiet i uśmiechnął się.
- Dz-dzięki. Możesz mi wyjaśnić...
- Wejdźmy do środka, o wszystkim ci opowiem. - przerwał mi. - Zapraszam. - uśmiechnął się i otworzył przede mną drzwi do kawiarni. 
     Zajęliśmy miejsca i złożyliśmy zamówienie. Nie mogłam patrzeć na śliniącą się na widok Dawida kelnerkę. Uśmiechała się do niego, kokietowała go i prawiła mu słodkie słówka. Nawet nie wiecie jakim śmiechem buchnęłam, kiedy ta sama kelnerka wywróciła się, niosąc szarlotkę oraz kawę do naszego stolika.
- Tak bardzo to panią śmieszy? - warknęła. 
- Skądże... - zasłoniłam ręką roześmianą twarz, by nie prowokować więcej zdenerwowanej kobiety.
- Co robisz w Bydgoszczy? - zapytał nagle chłopak, bacznie mi się przyglądając.
- Przeprowadziłam się.
- Coś się stało, że zwiałaś z Warszawy aż tutaj?
- Wspomnienia i przykre sytuacje. Chciałam się od nich uwolnić. - odparłam, patrząc przez okno na spadające z drzew liście.
- Rozumiem. - mruknął cicho. - Nie przestraszyłem cię dziś tym sms-em? Sądząc po twoim wczorajszym stanie pewnie nie pamiętasz, że dałaś mi swój numer. - uśmiechnął się, a ja poczerwieniałam ze wstydu. 
- Masz rację, nic nie pamiętam. Mam nadzieję, że nie zrobiłam, ani nie powiedziałam nic głupiego? - spytałam przerażona. A co jeśli po pijaku wyznałam Dawidowi, że mi się podoba? 
- Nic złego nie zrobiłaś... Tylko tańczyłaś. - odetchnęłam z ulgą. - Nie wiedziałem, że umiesz się tak ruszać.
- Dzięki. - rzuciłam i oboje się  zaśmialiśmy.
     Siedzieliśmy i rozmawialiśmy tyle czasu, że aż obsługa wyprosiła nas z lokalu, bo już zamykali. Mimo moich sprzeciwów, nie udało mi się przekonać chłopaka, że sama za siebie zapłacę. Ruszyliśmy w stronę mojego bloku, bo Dawid zobowiązał się do tego, że mnie odprowadzi... a pomyśleć, że jeszcze parę godzin temu zastanawiałam się czy przyjść na to spotkanie. Gdybym tego nie zrobiła to byłby to chyba jeden z największych błędów w moim życiu. 
- Mogę cię o coś zapytać? - odezwał się, patrząc mi w oczy.
- Pewnie...
- Czemu już nie grasz? - spytał, a to pytanie wgniotło mnie w podłogę. Dosłownie. Powróciły wszystkie wspomnienia, a wraz z nimi ból po stracie najważniejszej w życiu rzeczy.
- Kontuzja. - rzuciłam i odwróciłam głowę w drugą stronę, by chłopak nie zobaczył spływającej po policzku łzy.
- Przepraszam, nie wiedziałem. Nie chciałem. - mówił. - Nie płacz, proszę. Przepraszam jeszcze raz. - przyciągnął mnie do siebie i przytulił.
- To nie twoja wina. 
- Moja. Wybaczysz mi? Naprawdę nie chciałem. - przepraszał po raz kolejny.
- Nic się nie stało, nie martw się. Tak już w życiu bywa... - szepnęłam. - To tutaj mieszkam. - wskazałam na wysoki budynek.
- Dziękuję, że zgodziłaś się spotkać.
- Dziękuję za miły wieczór. Do zobaczenia. - odeszłam i pomachałam mu na pożegnanie.
- Do zobaczenia.
     Weszłam do mieszkania, w którym czuć było zapach pieczonego ciasta. Martyna uwielbiała gotować. Czasami miałam wrażenie, że mija się z powołaniem i powinna zainteresować się profesją kucharza, a nie studiować zarządzanie.
     Opowiedziałam Martynie o spotkaniu z Dawidem, bo nie dałaby mi spokoju, gdybym tego nie zrobiła. Byłam bardzo zmęczona, a na jutro byłam umówiona z dwoma uczniami. Wskoczyłam pod prysznic, zmyłam makijaż i położyłam się do łóżka. Już prawie zasypiałam, kiedy mój telefon zaczął wibrować.


"Mam nadzieję, że cię nie obudziłem. Chciałem Ci tylko powiedzieć dobranoc i jeszcze raz podziękować za cudowny dzień!"

     Uśmiechnęłam się i odpisałam Dawidowi na sms-a. Gdyby ktoś kilka tygodni temu powiedział mi, że mężczyzna moich marzeń będzie życzył mi dobranoc, zabierał na spotkania i przynosił kwiaty to bym go wyśmiała. To wszystko było nieprawdopodobne. Po tylu miesiącach cierpień, wreszcie cieszę się życiem. Długo na to czekałam...

--------------------------------------------------

Dawid bierze się do roboty i korzysta z tego, że zdobył numer Olgi. Dzisiaj pierwsze spotkanie tych dwojga. Mam nadzieję, że ten rozdział przypadnie Wam do gustu!
p.s. Dziękuję za wasze opinie na temat sposobu zakończenia tego opowiadania. Bardzo mi pomogły i wreszcie wymyśliłam coś co i Wam powinno się spodobać i mnie będzie satysfakcjonować! Do napisania!
Czytasz + komentujesz = motywujesz!

Mila.

środa, 4 marca 2015

Rozdział 10

Kilka miesięcy później...
     30 września. Nawet nie zorientowałam się, kiedy minęło tyle czasu. Prawie całe wakacje spędziliśmy z Olkiem u cioci Alicji na wsi pod Bydgoszczą. Nasz wyjazd pozytywnie wpłynął na zachowanie rodziców. Zmienili się. Codziennie do nas wydzwaniali, pytali co u nas i przepraszali za to, co zrobili. Nasze zniknięcie sprawiło także, że ponownie się do siebie zbliżyli. Co prawda, nie było jeszcze tak jak dawniej, ale liczę na to, że w przyszłości wrócą do siebie. 
     Oli wrócił do Warszawy i zamieszkał z mamą, która tym razem przysięgła, że już nigdy nie wywinie takiego numeru jak kiedyś, a ja postanowiłam opuścić moje rodzinne miasto. Chciałam odciąć się od przykrych sytuacji, które mnie tam spotkały i rozpocząć nowy etap w moim życiu.
     Zdałam maturę, ale nie zdecydowałam się na żadne studia. Nie miałam do tego głowy. Postanowiłam, że zacznę studiować dopiero w następnym roku. Teraz dorabiałam sobie udzielaniem korepetycji, a poza tym finansowo wspomagali mnie rodzice.
     Przez te miesiące Dawida widziałam jedynie przez szklany ekran, oglądając mecze reprezentacji. Strasznie mi go brakowało, ale co mogłam zrobić? 
     Na wakacjach poznałam masę cudownych ludzi m.in. Martynę, czyli moją przyszłą współlokatorkę - szaloną, zwariowaną i kochaną dziewiętnastolatkę, która w tym roku zaczyna studia na kierunku zarządzanie.
     Dziś dzień, w którym wyprowadzam się do Bydgoszczy. Niezły przypadek prawda? Będę mieszkać w tym samym mieście co Dawid. Sama nie umiem zdecydować czy to dobrze czy nie.
     Spakowałyśmy z Martyną resztę klamotów do mojego czerwonego auta i wyruszyłyśmy w kierunku Bydgoszczy. Dziś zaczynałam nowy rozdział w swoim życiu. Czy będzie on szczęśliwy? Nie wiem, ale czasami taka spontaniczność jest lepsza od planowania i zamartwiania się na zapas.
- Jesteśmy na miejscu! - krzyknęłam do Martyny, parkując przed wysokim, białym blokiem. 
- Chodź, chodź, szybko! Już nie mogę się doczekać! - wysiadła z samochodu i od razu pobiegła w kierunku bloku, zostawiając mnie na środku ulicy z trzema kartonami, wypełnionymi drobiazgami i dodatkami do naszego nowego domu.
     Powoli przytaszczyłam kartony do windy, która zawiozła mnie na szóste piętro. Drzwi windy się otwierają, a ja słyszę okrzyki radości, wydawane przez moją współlokatorkę. 
- Popatrz jak tu jest pięknie! - krzyczała biegając od garderoby do sypialni, z sypialni do łazienki i z łazienki do kuchni.
- Coś czuję, że nie wytrzymam z tobą za długo. - uśmiechnęłam się pod nosem.
- No co ty, będzie cudownie! Musimy gdzieś dziś wyjść i oblać nasz nowy dom!
- Najpierw pomóż mi wtaszczyć tu te kartony wieczna imprezowiczko! - burknęłam, ciągnąc ogromne pudło.
     Cały dzień minął nam na rozpakowywaniu się i zakupie najpotrzebniejszych rzeczy. Zegar w salonie właśnie wskazywał 19. Padłam na kanapę potwornie zmęczona i włączyłam muzykę.
- Co tak leżysz? Zbieraj się, zaraz wychodzimy! - klasnęła w dłonie Martyna.
- Oszalałaś? Przecież ja nie dam radę ręką ruszyć, a ty mnie chcesz jeszcze zaciągać na jakieś potańcówki!
- Olga, no ale proszę, proszę, proszę! Może poznam jakiegoś przystojnego faceta. - oparła głowę na ręce i się rozmarzyła. - Błagam cię, chodźmy!
- Zrobię to dla ciebie i dla tego twojego "przystojnego faceta", którego masz w planach poznać... - rzuciłam i zwlokłam się z kanapy.
     Skierowałam się w stronę naszej nowej garderoby i szukałam idealnego zestawu na dzisiejszą noc. Wybrałam białą, zwiewną, krótką sukienkę, niezbyt wysokie, czarne szpilki, a na wierzch zarzuciłam kurtkę w tym samym kolorze. 
     Martyna wypatrzyła klub "Magneta", do którego już po chwili weszłyśmy. Ludzi było naprawdę sporo. DJ znał się na swojej robocie i wszyscy chętnie tańczyli do puszczanej przez niego muzyki. W całym lokalu czuć było intensywny zapach alkoholu, który już po chwili pieścił moje gardło.

PERSPEKTYWA DAWIDA:

     Wybraliśmy się z kilkoma kolegami z drużyny na imprezę. Chcieliśmy się wyszaleć przed zbliżającą się ligą. Kuba zaproponował zabawę w klubie, w którym jeszcze nigdy nie byłem. Rzadko bywałem w takich miejscach i raczej nie byłem typem wiecznego imprezowicza.
     Tłum był dosyć duży, ale miałem nadzieję, że nikt nas nie rozpozna. Niestety siatkarz musi liczyć się z tym, że jest bardziej rozpoznawalny niż statystyczny Kowalski. Na szczęście nikt nie zwrócił uwagi na czterech dwumetrowych chłopaków i w spokoju mogliśmy się bawić.
- Może wreszcie kogoś poznasz i przestaniesz myśleć o tej Oldze. - szturchnął mnie Kuba, kiedy staliśmy koło baru i składaliśmy zamówienie.
- A kto powiedział, że chcę zapomnieć? - odparłem i wypiłem kieliszek trunku.
     Kuba tylko machnął ręką i ruszył na parkiet. Siedziałem przy barze i obserwowałem tańczących ludzi. Nie miałem ochoty ruszać się stąd nigdzie i wolałem spędzić ten wieczór na uboczu.
- Zatańczymy przystojniaku? - szepnęła mi do ucha jakaś wymalowana, szczupła, brunetka.
- Szukaj dalej...
- No chodź! - powiedziała i pociągnęła mnie za rękę wprost na środek parkietu. Nie wypadało wrócić na miejsce, więc zacząłem tańczyć z dziewczyną. Nagle ktoś krzyknął "odbijamy" i koło mnie znalazła się wysoka dziewczyna z długimi , blond włosami. Pochłonięta była tańcem i nie dane mi było, ujrzeć jej twarzy. Dopiero, kiedy piosenka się skończyła, a blondynka uniosła głowę, zorientowałem się, kto to jest. Przecież to Ona. To Olga. Roześmiana, szczęśliwa i... dość porządnie wstawiona, ale cały czas tak samo czarująca. Nie widziałem jej prawie 4 miesiące i przez ten czas, codziennie modliłem się, aby dane mi było chociaż jeszcze jeden raz ją ujrzeć. Spełniło się...
- Hej Olga, chodź, wracamy do domu. - podbiegła do nas dziewczyna z kasztanowymi włosami i pociągnęła Ją za rękę w kierunku wyjścia. 
- Poczekaj! 
- O co ci chodzi koleś?! - oburzyła się towarzyszka mojej ukochanej.
- Mogę z nią chwilę pogadać? Tylko moment.
- Szybko, bo taksówka na nas czeka! - burknęła i wyszła z lokalu.
- Daj mi swój numer! - wrzeszczałem, chcąc przekrzyczeć dudniącą muzykę.
- Cooo? - wymamrotała blondynka.
- Olga błagam cię, numer telefonu! 
     Dziewczyna wybełkotała dziewięć cyfr, które natychmiast zapisałem w telefonie, a potem odprowadziłem Ją do taksówki, gdzie czekała na nią Jej wkurzona towarzyszka. 
     Zdaję sobie sprawę, że jutro raczej nic nie będzie pamiętać, ale ważne, że zdobyłem Jej numer. Wiem, że wykorzystałem to, iż była pijana, ale jeżeli to była jedyna szansa, to nie będę tego żałować.
     Mam tylko nadzieję, że niczego nie pomyliła!


------------------------------------------------

Nie wiem czy dobrze postąpiłam, robiąc tak duży skok w czasie, ale myślę, że wyszło w miarę okej. Dzięki temu opowiadanie nabierze większego tempa i mam nadzieję, że wreszcie zaspokoję Wasze apetyty dotyczące Olgi i Dawida!
p.s. Może Wy mi pomożecie. Wciąż zastanawiam się jak zakończyć tą historię. Happy end czy wręcz przeciwnie? Chętnie poczytam, co o tym sądzicie i co wolelibyście czytać. Być może Wasze rady mi pomogą i wreszcie się zdecyduję. Do następnego!
Czytasz + komentujesz = motywujesz!

Mila.

sobota, 28 lutego 2015

Rozdział 9

- Hej Olga... - powiedziałem niepewnie do zamyślonej dziewczyny. - Nie przeszkadzam? Mogę się dosiąść?
- Y-y-y Dawid? Co ty tutaj robisz? - odparła jąkając się i patrząc na mnie swoimi dużymi, zdziwionymi oczami. Teraz dopiero zauważyłem, jaki smutek się w nich krył. Cienie pod oczami, blada cera i oczy, z których wyczytać można było brak siły i zniechęcenie do dalszego życia. Co jej się stało, że tak bardzo się zmieniła? Ma jakieś problemy? Tak bardzo chciałbym jej pomóc, ale wiem, że nie mogę. Nie chcę być nachalny, natarczywy. Nie chcę, żeby się mnie przestraszyła. Przecież my się praktycznie nie znamy...
- Przyjechałem spędzić trochę czasu w stolicy. A u ciebie wszystko dobrze? Jakoś inaczej wyglądasz. Może chciałabyś pójść gdzieś na kawę i pogadać?
- Właściwie to opiekuję się bratem i nie mogę go zostawić samego... o widzisz! Właśnie tutaj biegnie! - mówiła i wyciągnęła ręce w kierunku zmierzającego w Jej stronę małego chłopca.
- Olga, Olga, Olga! Ale Rafał zna fajne historie o kosmitach! - krzyczał Jej brat, przytulając się do niej. Ileż bym dał, żeby być teraz na jego miejscu i móc trzymać w ramionach najcudowniejszą kobietę na tej ziemi...
- Młody to umie człowieka wymęczyć. - rzucił brunet, idący za bratem Olgi. 
- Hej, hej chłopaki, trochę kultury! Może byście się przywitali? To jest Dawid. - wskazała na mnie.
- Ja jestem Oli - kapitan statku kosmicznego. - powiedział chłopiec i zaczął biegać oraz udawać samolot. Wszyscy buchnęliśmy głośnym śmiechem, widząc poczynania małego Strusińskiego.
- Cześć. Rafał jestem. - podał mi dłoń. - Czy my się kiedyś nie spotkaliśmy? Wydaje mi się, że cię skądś kojarzę?
- Dawid jest siatkarzem, może to dlatego. 
- Możliwe.
- To ja chyba już pójdę... - odezwałem się, chcąc przerwać panującą ciszę, która z minuty na minutę stawała się coraz bardziej niezręczna.
- A kawa? - spytała, z nadzieją w głosie.
- Może kiedy indziej. Muszę coś jeszcze załatwić na mieście, a widzę, że Ty również jesteś zajęta. 
- Rozumiem...
- No to do zobaczenia. - oznajmiłem i ostatni raz spojrzałem w Jej hipnotyzujące oczy, za którymi już tęskniłem.
     Jesteś idiotą! Na co ty liczyłeś? Na to, że taka cudowna dziewczyna jest sama? Przecież to niemożliwe. Byłem cholernie zazdrosny. Bolało mnie to, kiedy widziałem jak Rafał uśmiecha się do Niej, jak na Nią patrzy i jak do Niej mówi. Miałem ochotę sprzedać mu siarczysty cios prosto w nos. Ściskało mnie na myśl, że nigdy nie będę mógł być na jego miejscu. Oni wyglądali razem jak rodzina. Szczęśliwa rodzina... a dla mnie najważniejsze było to, żeby Olga była zadowolona, nawet jeśli nie ze mną, bo jeśli się kogoś kocha, to liczy się tylko szczęście drugiej osoby. Hej, moment! Czy ja użyłem słowa kochać? Jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło...

PERSPEKTYWA OLGI:

     Kiedy ponownie zobaczyłam Dawida i usłyszałam jego głos, to wszystko wróciło. Myślałam, że ten rozdział jest już zamknięty i to było tylko dziecinne zauroczenie, ale po tym co wydarzyło się przed chwilą, utwierdziłam się w przekonaniu, że tak nie jest. Umięśniona sylwetka, błękitne oczy i czarujący uśmiech przyciągały mnie do niego tak jak pierwszego dnia. 
Dlaczego musiałam się zakochać właśnie w nim?
Dlaczego Dawid odszedł?
Czy to przez Rafała?
Może ja zrobiłam coś źle?
     Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam jak chłopak znika za wysoką kamienicą. Odchodził, a moje marzenia odchodziły razem z nim. Zawsze uczono mnie i wmawiano, że trzeba spełniać marzenia, nawet te nierealne, ale kiedy myślałam o Dawidzie ta reguła przestawała istnieć. Dlaczego zrobienie czegokolwiek sprawiało mi taką trudność? 
Dlaczego muszę zaprzepaszczać wszystkie szanse?
- Co tak na niego patrzysz? - powiedział Rafał, szturchając mnie łokciem. - Czyżby ten chłopak zawrócił ci w głowie?
- Przestań... - odparłam i pochyliłam głowę, by przyjaciel nie ujrzał moich zaczerwienionych od wstydu policzków.
- Czemu wcześniej nic nie powiedziałaś?
- Nie ma o czym mówić.
- Przecież widzę, że ci się podoba. Jestem twoim przyjacielem, znam cię jak własną kieszeń i nawet nie próbuj mi wmawiać, że on jest dla ciebie tylko znajomym, bo i za długo cię znam, żeby w to wierzyć...
- A jakie to ma znaczenie? Sam widzisz, że to nie ma prawa się udać... Dawid mieszka w Bydgoszczy i jest sławnym siatkarzem, na którego widok dziewczyny piszczą, a za chwilę rozmowy z nim, dałyby się pokroić. Nadal myślisz, że mógłby się zainteresować taką osobą jak ja? Nie żartuj sobie, proszę... 
- Kto ci takich głupot nawciskał do głowy co? Jesteś cudowną dziewczyną i jeśli tylko chcesz, to możesz mieć wszystko co zechcesz. Spełniaj swoje marzenia i walcz o szczęście. Przecież tego pragniesz...

------------------------------------------

Właściwie to nie mam pojęcia co napisać. Mogłabym przepraszać Was po raz setny, że rozdział jest taki krótki, ale do tego chyba już przywykliście. Za to mogę obiecać, że następny rozdział będzie dość zaskakujący i nietypowy...
Swoją opinię zostawcie w komentarzu. Chętnie poczytam co sądzicie!
Czytasz + komentujesz = motywujesz!

Mila.