sobota, 28 lutego 2015

Rozdział 9

- Hej Olga... - powiedziałem niepewnie do zamyślonej dziewczyny. - Nie przeszkadzam? Mogę się dosiąść?
- Y-y-y Dawid? Co ty tutaj robisz? - odparła jąkając się i patrząc na mnie swoimi dużymi, zdziwionymi oczami. Teraz dopiero zauważyłem, jaki smutek się w nich krył. Cienie pod oczami, blada cera i oczy, z których wyczytać można było brak siły i zniechęcenie do dalszego życia. Co jej się stało, że tak bardzo się zmieniła? Ma jakieś problemy? Tak bardzo chciałbym jej pomóc, ale wiem, że nie mogę. Nie chcę być nachalny, natarczywy. Nie chcę, żeby się mnie przestraszyła. Przecież my się praktycznie nie znamy...
- Przyjechałem spędzić trochę czasu w stolicy. A u ciebie wszystko dobrze? Jakoś inaczej wyglądasz. Może chciałabyś pójść gdzieś na kawę i pogadać?
- Właściwie to opiekuję się bratem i nie mogę go zostawić samego... o widzisz! Właśnie tutaj biegnie! - mówiła i wyciągnęła ręce w kierunku zmierzającego w Jej stronę małego chłopca.
- Olga, Olga, Olga! Ale Rafał zna fajne historie o kosmitach! - krzyczał Jej brat, przytulając się do niej. Ileż bym dał, żeby być teraz na jego miejscu i móc trzymać w ramionach najcudowniejszą kobietę na tej ziemi...
- Młody to umie człowieka wymęczyć. - rzucił brunet, idący za bratem Olgi. 
- Hej, hej chłopaki, trochę kultury! Może byście się przywitali? To jest Dawid. - wskazała na mnie.
- Ja jestem Oli - kapitan statku kosmicznego. - powiedział chłopiec i zaczął biegać oraz udawać samolot. Wszyscy buchnęliśmy głośnym śmiechem, widząc poczynania małego Strusińskiego.
- Cześć. Rafał jestem. - podał mi dłoń. - Czy my się kiedyś nie spotkaliśmy? Wydaje mi się, że cię skądś kojarzę?
- Dawid jest siatkarzem, może to dlatego. 
- Możliwe.
- To ja chyba już pójdę... - odezwałem się, chcąc przerwać panującą ciszę, która z minuty na minutę stawała się coraz bardziej niezręczna.
- A kawa? - spytała, z nadzieją w głosie.
- Może kiedy indziej. Muszę coś jeszcze załatwić na mieście, a widzę, że Ty również jesteś zajęta. 
- Rozumiem...
- No to do zobaczenia. - oznajmiłem i ostatni raz spojrzałem w Jej hipnotyzujące oczy, za którymi już tęskniłem.
     Jesteś idiotą! Na co ty liczyłeś? Na to, że taka cudowna dziewczyna jest sama? Przecież to niemożliwe. Byłem cholernie zazdrosny. Bolało mnie to, kiedy widziałem jak Rafał uśmiecha się do Niej, jak na Nią patrzy i jak do Niej mówi. Miałem ochotę sprzedać mu siarczysty cios prosto w nos. Ściskało mnie na myśl, że nigdy nie będę mógł być na jego miejscu. Oni wyglądali razem jak rodzina. Szczęśliwa rodzina... a dla mnie najważniejsze było to, żeby Olga była zadowolona, nawet jeśli nie ze mną, bo jeśli się kogoś kocha, to liczy się tylko szczęście drugiej osoby. Hej, moment! Czy ja użyłem słowa kochać? Jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło...

PERSPEKTYWA OLGI:

     Kiedy ponownie zobaczyłam Dawida i usłyszałam jego głos, to wszystko wróciło. Myślałam, że ten rozdział jest już zamknięty i to było tylko dziecinne zauroczenie, ale po tym co wydarzyło się przed chwilą, utwierdziłam się w przekonaniu, że tak nie jest. Umięśniona sylwetka, błękitne oczy i czarujący uśmiech przyciągały mnie do niego tak jak pierwszego dnia. 
Dlaczego musiałam się zakochać właśnie w nim?
Dlaczego Dawid odszedł?
Czy to przez Rafała?
Może ja zrobiłam coś źle?
     Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam jak chłopak znika za wysoką kamienicą. Odchodził, a moje marzenia odchodziły razem z nim. Zawsze uczono mnie i wmawiano, że trzeba spełniać marzenia, nawet te nierealne, ale kiedy myślałam o Dawidzie ta reguła przestawała istnieć. Dlaczego zrobienie czegokolwiek sprawiało mi taką trudność? 
Dlaczego muszę zaprzepaszczać wszystkie szanse?
- Co tak na niego patrzysz? - powiedział Rafał, szturchając mnie łokciem. - Czyżby ten chłopak zawrócił ci w głowie?
- Przestań... - odparłam i pochyliłam głowę, by przyjaciel nie ujrzał moich zaczerwienionych od wstydu policzków.
- Czemu wcześniej nic nie powiedziałaś?
- Nie ma o czym mówić.
- Przecież widzę, że ci się podoba. Jestem twoim przyjacielem, znam cię jak własną kieszeń i nawet nie próbuj mi wmawiać, że on jest dla ciebie tylko znajomym, bo i za długo cię znam, żeby w to wierzyć...
- A jakie to ma znaczenie? Sam widzisz, że to nie ma prawa się udać... Dawid mieszka w Bydgoszczy i jest sławnym siatkarzem, na którego widok dziewczyny piszczą, a za chwilę rozmowy z nim, dałyby się pokroić. Nadal myślisz, że mógłby się zainteresować taką osobą jak ja? Nie żartuj sobie, proszę... 
- Kto ci takich głupot nawciskał do głowy co? Jesteś cudowną dziewczyną i jeśli tylko chcesz, to możesz mieć wszystko co zechcesz. Spełniaj swoje marzenia i walcz o szczęście. Przecież tego pragniesz...

------------------------------------------

Właściwie to nie mam pojęcia co napisać. Mogłabym przepraszać Was po raz setny, że rozdział jest taki krótki, ale do tego chyba już przywykliście. Za to mogę obiecać, że następny rozdział będzie dość zaskakujący i nietypowy...
Swoją opinię zostawcie w komentarzu. Chętnie poczytam co sądzicie!
Czytasz + komentujesz = motywujesz!

Mila.

wtorek, 24 lutego 2015

Rozdział 8

     Wciąż nie mogłam uspokoić się po spotkaniu Karoliny w centrum handlowym. Niszczyła mi życie jak najlepiej mogła i ośmieszała na oczach innych. Teraz wszyscy uważali mnie za nałogową flirciarę, a na mieście już wołano na mnie "łamaczka serc". To okropne jak ludzie potrafią ocenić człowieka, nie znając go, a tylko i wyłącznie słysząc plotki na jego temat, które już dawno przestały być prawdą.
     Wróciłam zdenerwowana do domu. Wchodząc do mieszkania trzasnęłam drzwiami i rzuciłam klucze na stojącą w korytarzu szafkę. Do moich uszu dobiegły dochodzące z salonu krzyki rodziców. Wsłuchiwałam się w padające słowa, z nadzieją, że wreszcie dowiem się co dzieje się w ich związku.
- A więc chcesz rozwodu tak?! Do tego dążysz?!
- Nie dajesz mi innego wyboru! - rzucił tata i z hukiem zatrzasnął drzwi do ich sypialni. Słyszałam jeszcze tylko odgłosy wydawane przez wyjmowaną z szafy walizkę i trzaskające drzwiczki od komody z ubraniami. 
     Rodzice się rozwodzą? Cudownie. Jakby problemów było mało, to oni muszą jeszcze dobić człowieka. Prawdę mówiąc to spodziewałam się tego. Ślepa nie jestem i widzę co się dzieje. 
     Czy to normalne, że reaguję z taką obojętnością na wiadomość o rozwodzie rodziców? 
- Brawo! - krzyknęłam i zaklaskałam w dłonie. - W taki właśnie sposób niszczycie to, nad czym pracowaliście od ponad 20 lat!
- Dziecko nie wtrącaj się! Nie wiesz co to jest prawdziwe życie i nie rozumiesz co znaczą problemy dorosłych! - odburknęła moja rodzicielka z wielką złością w głosie.
- A wy nie rozumiecie, co to jest miłość! - odparłam i zatrzasnęłam za sobą drzwi do mojego pokoju. 
     Egoiści. Czy oni myślą o kimś innym niż o sobie? Czy pomyśleli co stanie się z ich siedmioletnim synem? Co mu powiedzą? "Słuchaj Olek, tata i mama nie będą już mieszkać razem. Tata znajdzie sobie nową żonę, a mama nowego męża." - w taki właśnie sposób mu to wyjaśnią?
     Zapukałam do drzwi, prowadzących do pokoju mojego brata. Weszłam do środka. Na środku pomieszczenia jak zwykle po torach jeździła kolejka elektryczna, którą dostał Oli od babci na zeszłoroczne święta. Wokół porozrzucane były klocki Lego i kilka samochodzików z jego ulubionych bajek.
- Czemu się nie bawisz? - spytałam Olka, leżącego na łóżku z głową skierowaną w stronę ściany, ale nie otrzymałam odpowiedzi. Słyszałam tylko ciche pochlipywanie. - Płaczesz?
- Czemu oni się kłócą? - odwrócił się, popatrzył na mnie swoimi czerwonymi od płaczu oczami i przytulił się.
- Czasami tak jest. Dorośli się nie umieją się dogadać i powstają takie kłótnie. - mówiłam i gładziłam go po głowie.
- Zostawią nas prawda?
- Rodzice zawsze będą pamiętać, że mają takiego cudownego syna jak ty i nigdy o tobie nie zapomną...
- Pamiętasz jak rok temu w święta Wielkanocne wszyscy razem poszliśmy poświęcić koszyczek wielkanocny, a potem spacerowaliśmy po parku? Pamiętasz jak mama przypaliła pieczeń i jedliśmy spalonego indyka? A pamiętasz jak tata oblał cię wiadrem wody w Śmigus-Dyngus? Te święta już nie będą takie...
- Co ty gadasz Oli? Zobaczysz, ta Wielkanoc będzie jeszcze lepsza od poprzedniej! Nie martw się! Chodź, ułożymy jakąś ogromną budowlę z klocków! - powiedziałam i zajęliśmy się składaniem zamku.
     Kłamałam, wiem o tym, ale nie potrafię przyznać mu racji. Nie umiem powiedzieć, że już nigdy nie będzie tak, jak kiedyś. Chcę, żeby był szczęśliwy, a nie przejmował się i martwił o coś, co nawet go nie dotyczy. To ich problemy, nie jego, a i tak najbardziej boli to właśnie mojego braciszka.
     Kocham go i jeśli będzie taka potrzeba to się nim zaopiekuję. Obiecuję.

Kilka tygodni później...

     Tata wyprowadził się od nas. Mamy całymi dniami nie było w domu. Wychodziła z samego rana, a wracała, kiedy już spałam. Ja przejęłam rolę gospodyni domowej i opiekunki dla Olka, a w wolnych chwilach zaglądałam do książek. Gotowałam, zawoziłam brata do szkoły i na treningi, uczyłam się, sprzątałam, robiłam zakupy, chodziłam na rehabilitacje. Nikt się nami nie interesował. Czy cierpiałam? Nie. Może dlatego, że mając tyle na głowie, nie miałam czasu o tym myśleć. Może dlatego, że od dziecka byłam przyzwyczajona do tego, że wszystko inne było ważniejsze ode mnie. Szkoda mi było tylko mojego brata, który tak naprawdę nie do końca wiedział, co się dzieje.
- Dlaczego rodzice nas już nie kochają? - zapytał Oli. Pytał o to prawie każdego wieczora, kiedy po raz kolejny widział, że ich nie ma.
- Rodzice nas kochają, po prostu mają teraz kłopoty i nie mają tyle czasu co kiedyś. Jak będziesz większy, to to zrozumiesz... - odpowiadałam, chociaż sama nie wierzyłam w to, co mówiłam, ale przecież nie powiem prawdy siedmioletniemu dziecku. A właśnie... Oli ma jutro ósme urodziny. Byłam ciekawa czy ktoś oprócz mnie będzie pamiętał o tym dniu. 
     Kiedy tylko mały usnął, zabrałam się za pieczenie tortu. Kilka dni wcześniej kupiłam mu też zdalnie sterowany samochód, na który zbierałam już od dawna. Teraz został mi tylko mój brat i chciałam, żeby było mu jak najlepiej.
     Rano szybko wyskoczyłam z łóżka, wzięłam prysznic i ubrałam na siebie czerwoną, dość krótką sukienkę. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby pod koniec kwietnia termometr wskazywał 26 stopni. Mimo, że moja noga nie działała jeszcze do końca tak, jak trzeba to zdecydowałam się zabrać brata na jakiś spacer, bo siedzenie w domu w taką pogodę to istny grzech. 
     Uchyliłam drzwi do pokoju Olka i weszłam do środka z tortem z zapaloną świeczką oraz opakowanym w ozdobny papier prezentem. 
- Oli, wstawaj łobuzie. - szeptałam. - Dzisiaj twoje urodziny!
- Co to? Oooo, jaka fajna niespodzianka! - mówił, przecierając oczy.
- Zdmuchnij świeczkę i pomyśl życzenie!
     Braciszek odpakował prezent, podziękował, a potem zjedliśmy śniadanie i po jednym kawałku tortu, który bardzo zasmakował Olkowi. Cieszyłam się, kiedy widziałam jak się uśmiecha, bo w ostatnim czasie niezbyt często to robił. Nagle zadzwonił telefon. Czyżby rodzice przypomnieli sobie o urodzinach swojego syna?
- Tak? - powiedziałam z nadzieją w głosie.
- Witaj Olga. Jest nasz solenizant?
- Oli chodź tu! Ciocia dzwoni!
     Tak. Ciocia. Nie rodzice. Nawet ciocia Alicja pamiętała, a rodzice nie. Miałam ochotę się rozpłakać. Jak można tak traktować swoje dziecko? Dlaczego ich problemy mają wpływać na niewinnego, ośmioletniego chłopca?
- Olga! Ciocia chce cię o coś jeszcze zapytać! - wołał brat, trzymając słuchawkę w ręce.
- Słucham.
- Co to ma znaczyć? Olek mówi, że nie widział mamy od ponad tygodnia, a taty to już nawet nie pamięta. Co się dzieje tam u was?! - krzyczała do słuchawki ciocia.
- Rozwodzą się
- Co?!
- Rozwodzą się. - powtórzyłam obojętnym tonem. - Tata wyprowadził się jakieś dwa tygodnie temu, a mama wraca do domu tylko po to, żeby się wyspać i odświeżyć... Jeszcze jakieś pytania dotyczące naszej idealnej rodziny? - mówiłam ze złością, a do moich oczu napływały łzy.
- Czemu ty dziecko nie zadzwoniłaś? Przyjechałabym i pomogłabym ci! Przecież ty masz maturę, nie możesz się teraz zajmować domem.
- Jakoś sobie radzimy.
- Jakoś ci nie wierzę. Przyjeżdżam do was jutro. Jeśli będzie taka potrzeba, to przeniesiecie się do mnie. - powiedziała stanowczym tonem. - Nie zdawałam sobie sprawy, że moja siostra to taka nieodpowiedzialna osoba! Do zobaczenia dziecko, trzymaj się.
- Do zobaczenia.
     Jakoś mi się nie widzi ta ewentualna przeprowadzka do cioci Alicji. Przecież ona mieszka jakieś trzy godziny drogi od Warszawy. Ciekawe czy w ogóle rodzice się tym zainteresują czy nawet nie zauważą, że nas nie ma.
     Ubraliśmy się i wyszliśmy na spacer do najbliższego parku. Szliśmy spokojnie alejkami zajadając czekoladowe lody. Doszliśmy do ulubionego placu zabaw mojego brata, na którym już po chwili malec szalał. Usiadłam na ławce, wyjęłam z mojej beżowej torebki notatki i zaczęłam powtarzać materiał na maturę. Mimo, że większość osób myśli, że nauka to najmniej przyjemna czynność, to dla mnie było to odskocznią od problemów. Nie myślałam wtedy ani o obowiązkach, ani o samotności, ani o tej całej chorej sytuacji, która w tym momencie zarządzała moim życiem. 
     Ciemność. Ktoś zasłonił mi dłońmi oczy. Moje serce przyśpieszyło, a wyobraźnia układała czarne scenariusze. Zgwałcą mnie, porwą, zabiją albo utopią. Tak wiem, panikara ze mnie.
- Zgadnij kto to. - zabrzmiał głos, a ja odetchnęłam z ulgą.
- Rafał! - wstałam i zaczęłam bić chłopaka zeszytem, z którego wypadały pojedyncze kartki z maturalnymi arkuszami.
- Stop, stop! Uspokój się! - śmiał się.
- Nawet nie wiesz jak się przestraszyłam!
- A ty nawet w taki ładne, sobotnie popołudnie musisz się uczyć. - odezwał się, zbierając kartki z ziemi.
- Nic innego nie mam do roboty...
- Rafał, Rafał! Chodź się ze mną pobawić! - wołał, siedzący na zjeżdżalni Oli.
- Idź ulubieńcu! - powiedziałam, popychając chłopaka w kierunku mojego brata.
- Zaraz wracam. - puścił oczko i pobiegł do Olka.

PERSPEKTYWA DAWIDA:


     Kilka dni skończyła się liga. Niedługo zacznie się sezon reprezentacyjny, ale na szczęście jest jeszcze trochę czasu wolnego. Nie chciałem gnieździć się w Bydgoszczy. Tak, lubię to miasto, ale to w Warszawie się urodziłem oraz wychowałem i to tutaj będę zawsze wracał. Postanowiłem przejść się po mieście i zobaczyć co zmieniło się tu od mojej ostatniej wizyty. Nie ominąłem także mojego ulubionego parku, z którym łączyło się wiele wspomnień, szczególnie z dzieciństwa.

     Czy mi się to zdaje? Widzę Ją. Siedzi tam. Zmieniła się trochę. Zmarniała, schudła, a na Jej twarzy malował się smutek, ale... i tak była piękna, czarująca, tak jak za pierwszym razem. Nie myślałem, że kiedykolwiek jeszcze Ją spotkam. 14 marca. To wtedy ją poznałem. Nie sądziłem, że jeden dzień tak bardzo może zmienić życie. Jeszcze nigdy się tak nie czułem. Śniła mi się każdej nocy. Zapamiętałem dokładnie Jej długie, lśniące, jasne włosy, czekoladowe oczy, zadbane dłonie z pomalowanymi na delikatny róż paznokciami, zgrabną, wysportowaną sylwetkę i nawet te urocze rumieńce na policzkach, je też zapamiętałem.
     To twoja chwila panie Szymański. Teraz możesz do niej podejść i skorzystać z szansy, której nie wykorzystałeś za pierwszym razem. Odważ się! Zrób to!
- Hej Olga... - powiedziałem niepewnie do zamyślonej dziewczyny.


---------------------------------------------------


Dziś coś znacznie dłuższego...
Pierwotnie miały to być dwa oddzielne rozdziały, ale zdecydowałam się je połączyć, głównie ze względu na to, że nie mogliście się już doczekać spotkania Olgi i Dawida. Co prawda urwałam w takim momencie, że pewnie mnie zlinczujecie za to, że przerywam, ale wybaczcie, nie mogłam się powstrzymać! 
Rozdział miałam zamiar wstawić dopiero w weekend, ale nagły przypływ weny, spowodował, że piszę następne rozdziały jak szalona i z tej okazji postanowiłam udostępnić Wam tą część już dziś!
Czytasz + komentujesz = motywujesz!

Mila.

sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 7

Jest już kwiecień. Nawet nie zorientowałam się, kiedy minęło tyle czasu. Może to dlatego, że w ostatnim czasie jestem bardzo zabiegana i zajęta. Szkoła, rehabilitacja, którą niedawno rozpoczęłam i nauka do matury. To wszystko sprawiało, że miałam mało wolnego czasu i nie zajmowałam się bzdurami. Może to i lepiej. Dzięki temu, szybciej doszłam do siebie i można powiedzieć, że już pogodziłam się z tym, że już raczej nigdy nie zagram zawodowo w siatkówkę. Dzięki braku wolnej chwili nie myślałam też już o Dawidzie. Czyli to jednak było chwilowe zauroczenie. Nic innego. Wiedziałam, że miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje. Z jednej strony powinnam się z tego cieszyć, bo wiadome było, że to się nie może udać i były to tylko nierealne marzenia, ale z drugiej brakowało mi tego. Brakowało mi tęsknoty za nim. Dziwne prawda?
Dziś piątek. Pierwszy raz od wielu dni wyjdę na miasto. Obiecałam Rafałowi, że po szkole pójdę z nim go galerii, bo musiał kupić prezent swojej starszej siostrze, która za tydzień obchodziła urodziny. A kto mógłby lepiej wiedzieć, co kupić kobiecie niż druga kobieta?
Chodziliśmy od sklepu do sklepu w poszukiwaniu idealnego prezentu. Padło na prześliczną, kobaltową sukienkę. 
- Twoja siostra będzie cudownie w niej wyglądać. - odezwałam się, kiedy Rafał płacił za prezent.
- Wszystko dzięki tobie. Ty wypatrzyłaś tą sukienkę. - uśmiechnął się. - Pójdziemy na kawę? Ja stawiam!
- Właściwie to miałam wracać do domu i...
- Nie daj się prosić. Raz udało mi się wyciągnąć cię z domu, więc spędź jeden wieczór ze mną, a nie z nosem w książkach.
- Przekonałeś mnie. - odparłam i ruszyliśmy w stronę kawiarni. 
Zamówiliśmy dwa razy waniliowe latte i usiedliśmy przy stoliku. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym oraz sączyliśmy powoli przepyszną kawę, a wokół krzątało się wielu ludzi, zapewne z powodu zbliżających się świąt Wielkanocy. Wszyscy się śpieszyli, popychali i wyrywali z rąk najpotrzebniejsze produkty. Właśnie dlatego nie lubiłam świąt. Niby mają one łączyć i sprawiać, że zapominamy o tym co złe, a tak naprawdę przygotowania do nich przypominają walkę o przetrwanie.
- Teraz Rafała chcesz omamić? - usłyszałam głos zza pleców. - Z Danielem ci się nie udało to za następnego się bierzesz?
- Hej! Karolina o co ci chodzi? - spytał zdezorientowany i zdziwiony zaistniałą sytuacją chłopak. - O czym ona mówi Olga?
- No odpowiedz siatkarko... - mówiła podchodząc do mnie bliżej. - Ach, no tak. Już nie będziesz siatkarką! - chwyciła za filiżankę i wylała mi kawę na białą koszulę. - Ups! Chyba coś się wylało.
- Ty suko, jak możesz! - wstałam i chwyciłam ją za włosy. W tej chwili miałam ochotę wyrwać jej te wszystkie kudły. Co za bezczelny babol! Nie dość, że zniszczyła mi koszulę, to jeszcze specjalnie wspomniała o siatkówce. Jak mogłam przyjaźnić się kiedyś z taką jędzą!?
- Olga, uspokój się! - wołał Rafał i odciągał mnie od Karoliny. Nie powiem, to musiało być niezłe widowisko. Dwie dziewczyny szarpiące się na środku centrum handlowego i chłopak, nieudolnie próbujący je rozdzielić. 
- Lepiej posłuchaj rady i przestań się rzucać, bo chyba niewskazane w twoim stanie. - rzuciła i nonszalancko spojrzała na moją nogę. - Swoje już zrobiłam. Pamiętaj, że to jeszcze nie koniec. A ty - wskazała na Rafała - lepiej uważaj na lafiryndę.
- Ja ci dam lafiryndę. - wysyczałam, próbując oswobodzić swoje ręce z uścisku chłopaka.
Karolina pomachała mi jeszcze ironicznie, kiedy wychodziła z galerii głównym wyjściem. Myślałam, że już zemściła się na mnie i da mi wreszcie spokój, ale chyba się myliłam. Usiadłam na fotelu i odliczałam od dziesięciu do zera, próbując się uspokoić. Nie interesowało mnie już to, że ludzie patrzyli na mnie jak na niezrównoważoną uciekinierkę zakładu psychiatrycznego. To w tym momencie było najmniej ważne.
- Może mi ktoś powiedzieć co tu się wydarzyło?
- Wyjdźmy stąd. Odwieziesz mnie do domu?
- Pewnie, chodź.
Jechaliśmy ulicami Warszawy, a ja opowiedziałam Rafałowi wszystko od A do Z. Od incydentu na urodzinach, aż do pechowego treningu. Jego mina wyrażała niemałe zdziwienie. Nie dziwiłam się, bo ja także nie sądziłam, że osoba, z którą przyjaźniłam się od czterech lat zrobi mi coś takiego. 
Rafał był chyba jedyną osobą, która uwierzyła w moją wersję wydarzeń. Karolina rozpowiedziała o wszystkim w szkole i większość jej uwierzyła. Oczywiście zrobiła to w taki sposób, żeby przedstawić mnie w jak najgorszym świetle. Ona w oczach innych stała się niewiniątkiem, a ja byłam ta zła. Nasza zgrana paczka przyjaciół rozsypała się jak domek z kart i pośród grona znajomych pozostał mi tylko Rafał. 
Zastanawiałam się, kiedy ten koszmar się wreszcie skończy. Kiedy wreszcie będę mogła cieszyć się życiem, a nie martwić każdego dnia. 
Kiedyś nie doceniałam tego co miałam - spokoju i poukładanego życia, ale teraz oddałabym wszystko za chwilę, którą dawniej nazywałam życiem codziennym.


----------------------------------------------------


Jest i siódemka!
Dzisiaj następny rozdział, w którym główne skrzypce gra Karolina. Następne zamieszanie i następna przykrość spotykająca główną bohaterkę. Wiem, że już dużo namieszałam i popsułam, ale taki był ogólny zarys historii. 
Przepraszam Olga, że tak niszczę ci życie!
Jedno pytanie do Was: Jak często chcielibyście, abym wstawiała rozdziały? Sama nie umiem się zdecydować.. Raz/ dwa razy na tydzień, a może rzadziej albo częściej? 
Dzisiaj starcie Skry i Resovii! Wybiera się ktoś na mecz czy kibicuje tylko przez szklany ekran tak jak ja? GoSkra!

Czytasz + komentujesz = motywujesz! 



Mila.

wtorek, 17 lutego 2015

Rozdział 6

PERSPEKTYWA DAWIDA:
- Dawid, co się dzieje!? - wrzasnął trener, kiedy po raz kolejny posłałem zagrywkę w siatkę. - Tak bardzo chcesz nie grać w następnym meczu?!
- Wszystko jest okej... - odburknąłem i chwyciłem piłkę, by zrehabilitować się po wcześniejszych, nieudanych próbach. Na marne. Piłka podzieliła los poprzedniczki. Zszedłem z boiska i usiadłem na ławce, a twarz schowałem w dłoniach. Byłem okropnie zły. Na siebie, na trenera, właściwie to na cały świat. Działo się ze mną coś niedobrego. Chodziłem jakiś zamyślony, nerwowy. Sam nie umiałem tego wytłumaczyć.
- Co z tobą? - spytał, wiążący but Kuba.
- Nic.
- Właśnie widzę.
- O co właściwie ci chodzi?
- Hmm, no na przykład chciałbym ci pomóc, bo jestem twoim przyjacielem? Przecież widzę, że się od wyjazdu do Warszawy jesteś jakiś inny.
- Panowie! Tutaj się pracuje, a nie urządza ploteczki! Gramy! - krzyknął zdenerwowany trener, wskazując palcem na boisko i mierząc mnie zagniewanym wzrokiem. Pewnie w tej chwili myślał sobie: " Nie dość, że jest nie w formie to jeszcze innych rozprasza." Świetnie, wszystko przeciw mnie.
Po treningu pierwszy wyszedłem z szatni i udałem się w kierunku samochodu. Zatrzasnąłem za sobą drzwi, włączyłem muzykę, a kiedy już miałem odjeżdżać, do środka wparował Kuba.
- Rozumiem, że mam cię podwieźć do domu?
- Do domu, ale twojego. Pogadamy sobie. - powiedział i zatrząsł mi przed oczyma reklamówką, w której zauważyłem cztery piwa.
- A to po co?
- Może dzięki temu wreszcie się wyluzujesz...
Otworzyłem drzwi do mieszkania, które w ostatnim czasie wyglądało tak, jakby przeszło po nim tornado. Nie pamiętam już kiedy ostatni raz pozmywałem naczynia czy choćby pościeliłem łóżko. Klucze do domu rzuciłem na komodę, a kurtka powędrowała na wieszak. Usiadłem na sofie w salonie i gapiłem się bezsensownie na widoki za oknem, czekając na wywód, który pewnie za chwilę wygłosi mój przyjaciel.
- No to co, teraz powiesz co się stało? - odezwał się, podając mi butelkę, której zawartość już po chwili znacznie zmalała.
- Sam nie wiem. Jakoś nie umiem się na niczym skupić, chodzę rozkojarzony... - odparłem, upijając kolejny łyk trunku. - Przejdzie mi..
- Może się zakochałeś? - rzucił, a ja z wrażenia, aż zakrztusiłem się piwem.
- Żartujesz sobie? Skąd ten pomysł?
- To widać. - powiedział, a ja milczałem, bo wiedziałem, że poniekąd ma rację, ale nie chciałem się do tego przyznawać. - Kto to? Znam ją?
Nie odpowiedziałem na jego pytanie. Nadal milczałem i zastanawiałem się nad tym co powiedział Kuba. Czy ja naprawdę jestem zakochany? Czy to, co teraz czuje to miłość?
To ta dziewczyna, z którą ostatnio cię widziałem na mieście?
- Zwariowałeś? Daj spokój, przecież to Dominika - moja siostra, mówiłem ci już.
- Aaa no tak. A może w Warszawie kogoś poznałeś? - zapytał, a ja oblałem się zimnym potem, bo wiedziałem, że kumpel jest blisko dowiedzenia się prawdy. - Nie mów, że myślisz o tej, jak jej tam... Olga! Miała na imię Olga! To o nią chodzi?
- Możesz przestać mieszać się w moje sprawy? - warknąłem i wstałem z kanapy, rzucając pustą butelką w podłogę, po czym udałem się do łazienki. Przemyłem twarz zimną wodą, oparłem się rękami na umywalce i popatrzyłem na moje odbicie w lustrze. 
Czy to naprawdę tak po mnie widać?


--------------------------------------------

Tak jak obiecałam - post dodaję we wtorek. Następny przewiduję w weekend!
Dzisiaj coś innego i trochę (niestety) krótszego. Nie miałam żadnego pomysłu na ten rozdział i wyszło coś takiego. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie! Tym razem perspektywa Dawida. Pamiętacie o nim jeszcze? Ostatnimi czasy mało o nim pisałam, ale niedługo będzie on stałym elementem każdego rozdziału!
Co sądzicie?
Czytasz + komentujesz = motywujesz!

Mila. 

piątek, 13 lutego 2015

Rozdział 5

Rafał był ze mną całą noc. To nic, że następnego dnia miał ważny sprawdzian. To nic, że był niewyspany. To nic, jego kręgosłup był obolały, z powodu nocy na niewygodnym, szpitalnym łóżku. Myślał tylko o tym by mnie wspierać w tym ciężkim momencie. Momencie, w którym przez zazdrość, cały mój świat legł w gruzach. Nie wyobrażałam sobie dalszego życia. Nie wyobrażałam sobie ani jednego dnia, w którym nie przebiegłabym chociażby kilometra czy nie dotknęła piłki. Nic nie miało już sensu.
- Nie śpisz? - zapytałam Rafała, wpatrującego się w sufit. 
- Nie spałem w ogóle. Cały czas rozmyślałem jak ci pomóc, ale... ja nic nie mogę zrobić. Nie zasłużyłaś na to. To nie tak powinno być. Gdybym tylko mógł, to zamieniłbym się z tobą...
- Nawet tak nie mów. To, że tutaj jesteś jest dla mnie najlepszą pomocą. 
Miałam wrażenie, że to Rafał jest w gorszym stanie ode mnie i to ja musiałam go pocieszać. 
- Idź do domu, odpocznij. Zmykaj póki jeszcze nikt nie zauważył, że tu byłeś.
- O to się nie martw. Lekarz mnie widział, ale przymknął na to oko, ze względu na ciebie... Odwiedzę cię jutro, dobrze? - powiedział, zakładając kurtkę. - Jeśli będziesz czegoś potrzebować to dzwoń. Trzymaj się.
- Dzień dobry pani Olgo! - przywitał się, mijający się z Rafałem w drzwiach lekarz. - Ma pani bardzo opiekuńczego chłopaka.
- To tylko przyjaciel, nic więcej. - odparłam, patrząc się na uśmiechniętego starszego mężczyznę. 
- Pani rodzice już po panią jadą. Proszę, tutaj jest wypis. - powiedział podając mi kartkę papieru. - Jeszcze raz bardzo mi przykro... Do widzenia.
Czekałam w szpitalnej sali na rodziców, którzy zabiorą mnie z tego okropnego miejsca, w którym wszystko kojarzyło mi się z końcem siatkarskiej kariery. Kariery, która na dobrą sprawę nawet się nie zaczęła. 
Kiedy tylko przyjechałam do domu, mój młodszy braciszek obdarował mnie rysunkiem, który przedstawiał mnie i jego podczas gry w siatkówkę. Automatycznie z mojego oka wypłynęła łza, którą szybko otarłam z policzka, bo nie chciałam ujawniać swojego cierpienia i słabości. Zawsze wszyscy uznawali mnie za osobę silną i chciałam, żeby tak zostało. Płakałam tak, żeby inni o tym nie wiedzieli, szczególnie rodzice. Skrywałam swoje emocje i uważałam, że ze wszystkim poradzę sobie sama. Od zawsze radziłam i pomagałam innym. Bawiłam się w psychologa, choć sama go potrzebowałam. Jedyną osobą znającą moją drugą twarz był Rafał, ale mimo to rzadko korzystałam z jego dobrego serca, które zawsze było na moje skinienie. Dziękowałam Bogu, że obdarował mnie takim przyjacielem...
Zamknęłam się w swoim pokoju i kazałam, aby nikt nie ważył się mi przeszkadzać. Zresztą kto miałby mi przeszkadzać? Tata, który od razu po przywiezieniu mnie ze szpitala pojechał do firmy czy mama zajmująca się papierkowymi sprawami w salonie? Nie żebym się domagała opieki ze strony swoich rodziców, ale miło by było, żeby ktoś zapytał tylko czy żyję i czy wszystko okej. Nawet gdyby w moim pokoju wybuchła bomba, to wątpię czy ktoś by się tym zainteresował...
Chwyciłam za kule i podskakując na prawej nodze udałam się w stronę łazienki. Mijałam właśnie salon, w którym zauważyłam płaczącą mamę.
- Czemu płaczesz? 
- Coś ci się wydaje dziecko. Po prostu za długo już siedzę przy tych papierach i mój wzrok tego nie wytrzymuje...- powiedziała zasłaniając się blond włosami, które po niej odziedziczyłam.
- Takie kity to możesz dla Olka wciskać. Co się stało?
- Szkoda mi ciebie kochanie... Miałaś grać, a teraz co ci zostało? Gips i niestabilna, boląca kostka.. - mówiła, ale ja wiedziałam, że kłamie. Mój stan zdrowia był tylko wymówką. Myślała, że naprawdę nie widzę co się dzieje? Że od tygodni chodzi smutna, schudła i każdą wolną chwilę wypełnia pracą, by zapomnieć o męczącym ją problemie.
- Nie chcesz to nie mów... - rzuciłam, wychodząc z salonu.
Dlaczego każdy traktuje mnie jak niedojrzałą małolatę? Tak, tak, rodzice nie chcą obarczać dzieci swoimi kłopotami, ale czasami lepiej rozwiązać problem razem niż ukrywać go. 
Dlaczego wszystko nagle musi się walić? To jakiś żart, a może nieświadomie występuję w ukrytej kamerze i to wszystko to kłamstwo? Nie Olga, to się nazywa życie... 
Z opuchniętymi od płaczu oczami przemierzałam kolejne kanały telewizyjne. Polsat Sport. Mecz damskiej siatkówki. Oczy znowu napełniły się słonymi łzami.
- Chrzanić to! - krzyknęłam, rzucając w ścianę pilotem i zrzucając rzeczy stojące na szafce nocnej. - Gdzie tu sprawiedliwość?!
Do pokoju wbiegł mój brat. Położył się koło mnie i przytulił. Siedmiolatek rozumie więcej i bardziej się o mnie martwi niż właśni rodzice. Ten świat zwariował...
- Zapisałem się na treningi z siatkówki. Będę ćwiczyć dla ciebie. Chcę grać i być taki jak ty... - powiedział, a ja wybuchłam jeszcze głośniejszym i żałośniejszym płaczem.
- Dziękuję... Kocham cię braciszku...  


----------------------------------------------


Jak Wam się podoba następny rozdział? Mam nadzieję, że przypadnie do gustu!
Pisząc to, nawet ja odczułam smutek i żal mi było bohaterki... która nawet nie istnieje. Wczuwam się w to opowiadanie... To chyba dobrze!
Czytasz + komentujesz = motywujesz!

Mila.

sobota, 7 lutego 2015

Rozdział 4

Następnego dnia...
Dziś poniedziałek. O 7:20 miałam spotkać się z Rafałem, z którym często pokonywałam drogę do szkoły. Nikt z moich znajomych nie wiedział jeszcze o propozycji, którą dostałam. Postanowiłam, że nie będę się tym chwalić i postaram się, aby jak najmniej osób o tym wiedziało.
- Olga! - 
- Hej Rafi! - uśmiechnęłam się. - Idziemy?
- Pewnie, chodźmy. - odpowiedział. - Coś się stało? Jakoś inaczej wyglądasz? Jesteś jakaś podejrzanie wesoła. Czyżby pani Olga się zakochała? - pytał przyjaciel, szturchając mnie łokciem i śmiesznie ruszając brwiami.
- Nie zgadłeś. - pokazałam mu język. - Nie powinnam tego rozpowiadać...
- Mi nie powiesz? 
- Oj no Rafał... Powiem ci, ale jak komuś wygadasz to dostaniesz takiego kopniaka, że dolecisz do Marsa. - mówiłam. - Dostałam propozycję gry w klubie od następnego sezonu. 
Właśnie tego w sobie nie lubiłam. Zawsze musiałam się komuś wygadać i nie umiałam długo czegoś ukrywać.
- Czemu wcześniej się nie chwaliłaś?! Dziewczyno gratulacje! - krzyczał Rafał, unosząc mnie w powietrze.
- Uspokój się Rafi! Cieszysz się bardziej niż ja. Chodź już wariacie, bo się spóźnimy.
Po 7 godzinach męczącej nauki czekał na mnie trening, którego niecierpliwie wyczekiwałam. Chciałam coraz więcej ćwiczyć i być jak najlepsza. 
- Dzień dobry! - przywitałam się z trenerem, który dawał wskazówki odbijającym piłkę Natalii i Wiktorii.
- Ooo jesteś już. Chodź tu na chwilę, pogadamy. - powiedział, a ja do niego podbiegłam. - No i jak? Czytałaś już maila? - cicho zapytał.
- Skąd pan o tym wie?
- A myślisz, że skąd mieli kontakt do ciebie? - zaczął się śmiać.
- To pan? Dziękuję bardzo! Nawet nie wiem jak mam się odwdzięczyć!
- Sama na to zapracowałaś. Powinnaś dziękować sobie, a nie mi. - poklepał mnie po ramieniu. - Leć się przebrać. Teraz musisz ćwiczyć podwójnie.
- Czemu musisz pracować podwójnie? - spytała szeroko uśmiechnięta Natka opierając się rękami na moich ramionach.
- Nieładnie tak podsłuchiwać! - powiedziałam i połaskotałam ją.
- Olga będzie grać w klubie w Łodzi. - odpowiedział trener, nie pytając mnie nawet o zdanie.
- Na prawdę?! Ej dziewczyny słyszałyście?! - krzyczała Natalia.
Takim właśnie sposobem połowa szkoły dowiedziała się o propozycji, którą dostałam. W pierwszej chwili byłam zła, ale potem sama zaczęłam się z tego śmiać i nie przejmowałam się tym, że ludzie plotkowali głównie na ten temat.
Wyżej, wyżej! Rozegraj na prawe skrzydło! Blok! Dawaj, dawaj, dawaj! - takie właśnie okrzyki częstowały moje uszy przez prawie 2 godziny. 
Serwuje koleżanka zza siatki, piłka szybuje na naszą połówkę boiska. Wyprowadzamy nieudany atak. Piłkę ma przeciwna drużyna. Natalia odbiera, Marysia wystawia na skrzydło, Oliwia atakuje. Skaczę z Karoliną do podwójnego bloku, ląduję i czuję jak moja kostka rozpada się na milion kawałków.
- Zrobiłaś to specjalnie! Jesteś nienormalna! Cholera jak boli! - wrzeszczałam do Karoliny, przewracając się z bólu. - Co narobiłaś?!
- O co ci chodzi? - mówiła czarnowłosa dziewczyna, przez którą w tej chwili tak cierpiałam. - Nie dramatyzuj kochana! 
Miała minę niewiniątka, ale ja nie wierzyłam, że zrobiła to przez przypadek. Myślała, że nie zauważyłam jak przez cały trening próbuje się na mnie wyżyć i odwdzięczyć za domniemane odbicie jej miłości. Jak widać, plan się powiódł. 
Darłam się na całą salę. Z bólu i z żalu. Wyzywałam, klęłam, obrażałam, wrzeszczałam. Nikt nie widział mnie jeszcze w takim stanie. Trener uspokajał mnie, ale próby spełzły na niczym. 
Ciemność... Odpływam. Mdleję. Nie wiem czy z wyczerpania, z szoku, czy z tego okropnego bólu. Czuję tylko jak moja głowa uderza o twardą podłogę. Tracę przytomność i nie czuję już żadnego bólu. Śni mi się boisko do siatkówki w hali, w której już kiedyś byłam. Kojarzę to miejsce. Stoję na boisku, trzymając w ręce piłkę, po drugiej stronie siatki widzę Dawida. Znowu mi się śni. 
- Tak musiało być. Nie martw się i nie obwiniaj. - mówił, a ja w jednej chwili oddałam oddałam mu piłkę, którą jeszcze przed chwilą mocno trzymałam w dłoniach. - Wszystko będzie dobrze. Będziesz szczęśliwa. - uśmiechnął się.
Obraz zaczął się rozmazywać, a ja znowu czułam ból w mojej lewej nodze. Usłyszałam głos starszego mężczyzny mówiącego, że na wszelki wypadek zostanę do jutra na obserwacji i że omdlenie spowodowane było tylko i wyłącznie szokiem. Otworzyłam oczy. Leżałam na twardym, szpitalnym łóżku w sali, pomalowanej prawie w całości na biało. Spojrzałam w prawą stronę i zobaczyłam lekarza, zmartwionych rodziców, trenera i Natkę, która płakała jak nienormalna. 
- Umarł ktoś, że tak płaczesz wariatko? - powiedziałam do Natalii, która od razu kiedy usłyszała mój głos, wbiegła na salę i zaczęła mnie obejmować. Była najmłodsza z nas wszystkich i zdecydowanie najbardziej wrażliwa, ale też najbardziej kochana oraz troskliwa.
- Myślałam, że już nigdy się nie obudzisz! - mówiła. - Noga cię jeszcze boli?
- Jak się tu znalazłam? Co ja tu w ogóle robię, przecież nic mi nie będzie.
- Przywieźliśmy cię tu z Natalią zaraz po wypadku. - odezwał się trener, obdarowując mnie uśmiechem, który zamaskować miał jego smutny wyraz twarzy.
- Pani Olgo, rodziną i znajomymi nacieszy się pani w domu, a teraz zapraszam na badania. - powiedział starszy, niski mężczyzna z okularami na nosie i notatkami w ręku. 
Lekarze wykonali mi szereg badań, podczas których nie myślałam o niczym innym tylko znaczeniu dziwnego snu i o tym kiedy będę mogła wrócić do treningów. 
Po badaniach zostałam przewieziona do sali, w której już wcześniej byłam. Rodzice, trener i Natka pojechali już i obiecali, że jutro odbiorą mnie ze szpitala. Ja tymczasem złapałam za swojego smartfona i weszłam na Facebooka. 
- Nie śpi pani jeszcze? - mówił lekarz wychylający się zza drzwi. - Nie przeszkadzam? Możemy porozmawiać?
- Oczywiście, proszę mówić o co chodzi.
- Słyszałam, że trenuje pani jakiś sport. 
- Biegam i gram w siatkówkę. A właśnie... Wiadomo już za ile będę mogła wrócić do treningów? Muszę ćwiczyć, bo za parę miesięcy zaczynam pracę w klubie.
- Ach tak. - westchnął i opuścił głowę. - Nie powinienem pani o tym mówić dzisiaj, ale im wcześniej tym lepiej. Ehhh...
- Proszę mówić o co chodzi. - wymuszałam stanowczym tonem odpowiedź.
- Kontuzja okazała się dość poważna. Nie może pani już trenować... Ani biegać, ani grać. To pewne. Bardzo mi przykro. - powiedział szybko i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi.
Kilka łez spadło na łóżko. Po chwili cała pościel była już mokra. Nie chciałam być w tej chwili sama. Wiem, że było późno, a odwiedziny o tej porze były zakazane, ale potrzebowałam czyjejś obecności. Karolina i Daniel odpadają, a Kinga jest na biwaku. Jedyną opcją był Rafał.
- Haalo, kto mówi? - powiedział zaspanym głosem.
- Rafi przyjedź do mnie. Szpital na Jaśminowej, sala numer 3. - prosiłam łamiącym się głosem.
- Olga to ty? O Cholera! Już jadę, zaraz będę! - odłożył słuchawkę.
Leżałam, płakałam i patrzyłam w tarczę zegara, wiszącego na ścianie. Po 7 minutach do sali wbiegł Rafał. Nie mam pojęcia w jaki sposób ominął cały personel, ale było mi to obojętne i w tej chwili najmniej istotne. Nie musiałam tłumaczyć mu o co chodzi. Wystarczy, że zobaczył moją nogę i zapłakane oczy. Wiedział czemu tu leżę i dlaczego tak rozpaczam. Nie odzywaliśmy się. Rozumieliśmy się bez słów. Położył się na łóżku obok mnie, przytulił i trzymał mocno za rękę. Nie uspokajał mnie, nie pocieszał. Tego właśnie było mi potrzeba. 


---------------------------------------------------

Jestem zła! Psuję i mieszam. Co myślicie o tym rozdziale? Koniecznie napiszcie w komentarzu! Następna część już niebawem! 
Czytasz + komentujesz = motywujesz!

Mila.

wtorek, 3 lutego 2015

Rozdział 3

Wybiegłam z hali i szybkim krokiem ruszyłam w stronę ulicy Prostej, przy której znajdowało się moje mieszkanie. Idąc nadal myślałam nad tą całą sytuacją, która wydarzyła się kilka chwil wcześniej. Co oni tam robili? Po co przyjechali na nasz mecz? Fakt, nasz zespół był jednym z lepszych w Polsce, a chłopacy kiedyś uczyli się w tym samym liceum co ja, ale to nic nie wyjaśnia. Z rozmyślań wyciągnęła mnie zimna kropla deszczu spadająca na mój zaczerwieniony policzek. W ciągu 2 minut lekka mżawka przeistoczyła się w istną ulewę. 
- Cholerna pogoda! - wrzasnęłam i naciągnęłam kaptur na moją blond czuprynę. Nagle usłyszałam nadjeżdżające auto i poczułam strumień wody gwałtownie uderzający we mnie. - Jak jeździsz idioto! - wydzierałam się. - Gdzie masz oczy?!
Czarne BMW zwolniło, a szybka w drzwiach auta zaczęła się powoli uchylać. 
- Przeprasz... Ej, chłopaki popatrzcie! Przecież to nasza znajoma siatkarka! - krzyknął siedzący za kierownicą Marcin. - Czemu nam tak szybko uciekłaś po meczu? Nieładnie! - pokręcił głową.
- To znowu wy?! - odpowiedziałam, bo nic bardziej sensownego nie przychodziło mi w tym momencie do głowy.
- Tak się witasz ze swoimi wybawcami! - odparł wzburzony. - Wsiadaj, podwieziemy cię. Nie będziesz przecież moknąć w tym deszczu.
W odpowiedzi zobaczyli tylko moją zdziwioną i niezdecydowaną minę. Co prawda najbliższy autobus miałam dopiero za 17 minut i przez ten czas zmokłabym jak kura, ale to nie znaczy, że mam się pakować do wozu obcym facetom. Olga opamiętaj się!
- Przecież nic ci nie zrobimy. Nie stój tak, tylko wsiadaj! - przekonywał mnie Kuba.
Rozum mówił "nie wsiadaj", serce - "zaryzykuj". Raz się żyje - powiedziałam sobie w myślach i wsiadłam do samochodu siatkarzy. Usadowiłam się na tylnym siedzeniu, tuż obok Dawida. Niesamowity zbieg okoliczności, prawda?
- Zawsze tacy jesteście? - spytałam, chcąc przerwać panującą ciszę.
- Jacy? - wyśpiewała chórkiem cała trójka.
- Nie wmówicie mi, że codziennie zaczepiacie jakieś przypadkowe dziewczyny i podwozicie je do domu.
- Zaczepiamy i podwozimy tylko te ładne! - rzekł wesoło Marcin, na co pozostała dwójka odpowiedziała głośnym śmiechem.
Sama zaśmiałam się pod nosem, a oblaną rumieńcem twarz schowałam w zmęczonych od gry dłoniach.
- Jesteśmy na miejscu! - krzyknął Kuba po 20 minutach jazdy.
- Dzięki chłopaki, do zobaczenia. - rzuciłam i zabrałam się za wysiadanie z wozu.
- Hej, hej, a jakiś buziak za ocalenie przez deszczem i darmową podwózkę? - powiedział Marcin, wskazując palcem na swój prawy policzek.
- Ej! Nie przesadzaj! - odezwał się po raz pierwszy Dawid. - Wybacz, on zawsze taki jest. Możesz spokojnie iść, do zobaczenia. - spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczami i uśmiechnął się.
Wysiadając z czarnego BMW usłyszałam jeszcze tylko ciche: "Stary, pożartować nie można?". Ta cała sytuacja śmieszyła mnie, szczególnie te głupie i dziecinne zachowanie Marcina. Wbiegłam schodami aż na 4 piętro, na którym znajdowało się mieszkanie. Weszłam do środka lecz nikogo nie było. No tak. Rodzice razem z Olkiem pojechali na urodziny cioci Basi. Znowu czekał na mnie samotny wieczór. Postanowiłam, że wezmę gorącą kąpiel, aby rozgrzać moje zmarznięte ciało, a potem spędzę czas na oglądaniu po raz setny mojego ulubionego filmu. 
Po wyjściu z wanny, ubrałam na siebie różowy szlafrok, który dostałam na Boże Narodzenie oraz ciepłe kapcie i udałam się do kuchni by zaparzyć moją ulubioną herbatę. Tak przygotowana zasiadłam na łóżku, uruchomiłam laptop i zabrałam się za oglądanie filmu. Jednak zmęczenie oraz wydarzenia dnia dzisiejszego nie dawały mi się skupić na obserwowaniu losów bohaterów i mimo wczesnej pory, usnęłam jak dziecko. Pamiętam tylko, że całą noc śniły mi się błękitne oczy, których właścicielem był Dawid.
Rano ze snu wyrwał mnie ciepły głos mojej mamy oznajmujący mi, że muszę zająć się bratem, bo rodzice muszą pilnie pojechać do ich firmy. Nawet w niedzielę musieli pracować. Byłam im wdzięczna za to co robią dla mnie i Olka, że niczego nam nie brakuje i zawsze możemy mieć co chcemy, ale chwilami marzyło mi się, żeby tak po prostu usiąść do niedzielnego obiadu albo pójść razem na spacer i ani razu nie usłyszeć dzwoniącego telefonu służbowego czy rozmowy o kłopotach w firmie.
O dziwo, bez żadnych problemów wstałam z łóżka. Sama się zdziwiłam, kiedy na wiszącym w kuchni zegarze zobaczyłam godzinę 8:03, bo raczej nie jestem rannym ptaszkiem, a wręcz przeciwnie. Wyszłam na korytarz i cicho uchyliłam drzwi do pokoju braciszka, który jeszcze słodko spał, a następnie postanowiłam wziąć zimny, orzeźwiający prysznic. Ubrałam na siebie luźny, biały sweter, czarne leginsy, a długie, blond włosy związałam w kitkę. Postanowiłam, że przygotuję naleśniki dla siebie i brata, bo spodziewałam się, że już niedługo się obudzi. 
- Co tak pachnie? - wychylił się zza drzwi Oli, który przecierał zaspane oczy. 
- Masz ochotę na naleśnika? Chodź, pomożesz mi. - uśmiechnęłam się do brata.
- A gdzie mama i tata? 
- Musieli załatwić coś ważnego. 
- Jak zwykle... - westchnął mały, opierając głowę o kuchenny blat.
- Wiem, że ci smutno, ale rodzice niedługo wrócą. No to z czym chcesz naleśnika? Z dżemem czy czekoladą? - zapytałam wesoło.
Po śniadaniu Olek uznał, że musi obejrzeć jakąś bajkę o kosmitach, a ja miałam czas dla siebie. Bez zastanowienia usiadłam w salonie i włączyłam laptop, aby sprawdzić ulubione portale społecznościowe oraz pocztę elektroniczną.
- 6 nowych maili? Kto się tak za mną stęsknił? - powiedziałam sama do siebie.
5 z nich to były jakieś niepotrzebne i nieciekawe reklamy, ale jeden mail zwrócił moją uwagę. Był on z łódzkiego klubu siatkarskiego. Z zaciekawieniem otworzyłam wiadomość i w jednej chwili pochłonęłam wysłany tekst. 
- Olga co się stało? - przybiegł do mnie Oli, kiedy usłyszał mój donośny okrzyk radości.
- Braciszku jesteś najlepszy! - chwyciłam malca w ręce i obróciłam wokół własnej osi.
- Zwariowałaś! 
- Co tu się dzieje? - spytał wchodzący do mieszkania tata.
- Patrzcie! Patrzcie jakiego maila dostałam! - wydzierałam się, machając laptopem przed oczami rodziców.
- Jejku, Olga! Gratulacje! - przytuliła mnie mama. - Wiedziałam, że tak będzie!
Chyba już domyślacie się co było w treści maila. Tak! Dostałam propozycję gry w łódzkim klubie. Jeden z trenerów oglądających wczorajszy mecz mnie zauważył. Nie wierzyłam w to co się stało. To działo się tak szybko. W tym momencie byłam najszczęśliwszą osobą na ziemi!

-------------------------------------------------------

Następny rozdział za nami. Jak Wam się podoba? Koniecznie napiszcie co myślicie w komentarzu!
Czytasz + komentujesz = motywujesz!

Mila.