poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział 1

Otwieram oczy. Pierwsza myśl... Moja głowa za chwile eksploduje. Czuję się tak jakbym wróciła z imprezy syto zakrapianej alkoholem. Szybko sięgnęłam za leki przeciwbólowe z nadzieją, że uśmierzą cierpienie i pozwolą mi przeżyć dzisiejszy dzień. Z przyzwyczajenia spojrzałam na zegarek stojący na szafce nocnej. 6:45. 
- Tak wcześnie? - powiedziałam sama do siebie - łał, zaskakujesz mnie dziewczyno!
Bez większego zastanowienia postanowiłam zafundować sobie małą drzemkę. Szkoła nie zając - nie ucieknie.
- Olga wstawaj! Olga rusz się, mama zrobiła śniadanie! - powtarzał mój siedmioletni brat, szarpiąc mnie za rękaw mojej ulubionej koszulki, w której zazwyczaj spałam - Znowu spóźnisz się do szkoły!
- Błagam jeszcze 5 minut. - wymamrotałam.
Mimo że w takich momentach miałam ochotę udusić mojego braciszka, to ten mały urwis zawsze poprawiał mi humor i chociaż jestem od niego o 11 lat starsza to czasami wydaje mi się, że potrafi mnie zrozumieć lepiej niż ktokolwiek inny. Kiedy mały Olek zauważył, że w taki sposób nie uda mu się mnie obudzić, użył swojego niezastąpionego sposobu.
- Olga mecz już się zaczął! - krzyknął mi do ucha.
- Co?! - zerwałam się i z wielkim pośpiechem zaczęłam szukać pod łóżkiem moich kapci, w kształcie królików.
Braciszek bardzo dobrze wiedział, że mam obsesję na punkcie siatkówki i nie wybaczyłabym sobie, gdybym ominęła chociażby jeden mecz.
- Znowu się nabrałaś! To zawsze działa. - uśmiechnął się i szybkim krokiem zaczął zmierzać w stronę drzwi, bo zauważył, że już przymierzam się do wymierzenia mu siarczystego ciosu poduszką.
Chcąc, nie chcąc podreptałam do łazienki, wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam włosy, nałożyłam lekki makijaż i ubrałam się. Dzisiaj padło na różową bluzkę na szerokich ramiączkach i dopasowaną, czarną, krótką spódnicę, którą dorwałam na wczorajszych zakupach z Kingą. 
Popatrzyłam na zegarek i z pośpiechem udałam się do kuchni na zapowiadane przez brata śniadanie. Ten malec ponownie miał rację - znowu spóźnię się do szkoły.
- Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam! - wyśpiewywała moja rodzina, kiedy tylko przekroczyłam próg kuchni.
W pierwszym momencie zdezorientowana nie wiedziałam co się dzieje, ale po chwili oprzytomniałam i zrozumiałam, że dziś tak wyczekiwany przeze mnie dzień. Jak mogłam zapomnieć o własnych urodzinach?!
- Wszystkiego najlepszego kochanie! - zaczęli obcałowywać mnie rodzice - To drobny upominek, a swój prezent zobaczysz dopiero po śniadaniu. - mówili, podając mi drobne, ładnie opakowane pudełeczko.
W środku znalazłam kosmetyki - dwie pomadki i paletkę cieni, na którą od dawna polowałam. Moi rodzice bardzo dobrze wiedzieli jak bardzo lubię się malować i kupno prezentu nie było dla nich raczej żadnym problemem. 
Podziękowałam całej trójce i zasiedliśmy do śniadania, po czym razem z tatą udaliśmy się na dół, aby wreszcie ujrzeć prezent urodzinowy.
- Samochód? - pytałam z niedowierzaniem. - Jest mój, mój własny?
- Prezentem nacieszysz się dopiero jak zdasz prawo jazdy, a teraz wsiadaj do mojego auta, zawiozę cię do szkoły, bo znowu się spóźnisz, a ja nie chcę ponownie słuchać kazań twojej marudnej wychowawczyni. 
W szkole nasłuchałam się wielu osób życzących mi szczęścia, zdrowia, pomyślności, spełnienia marzeń i tak dalej. To chyba najgorsza rzecz, którą musimy znosić w dniu urodzin. Nienawidzę tych sztucznych życzeń, szczególnie dlatego, że nigdy nie wiem jak mam się zachować, bardzo mnie to krępuje.
Lekcje minęły szybko. Z racji tego, że w podstawówce przeskoczyłam jedną klasę, czekała mnie w tym roku matura i dla własnego dobra powinnam skupiać się na zajęciach, ale dziś myślałam tylko o nadchodzącej imprezie urodzinowej.

4 godziny później...
Jadąc autem z rodzicami w stronę klubu "Ice", gdzie za 30 minut miała rozpocząć się zabawa, miałam wrażenie, że coś jest nie tak. Wyczuwałam jakieś napięcie, coś musiało się stać. Mama była bardzo smutna, a tata wydawał się nieobecny.
- Jesteście jacyś dziwni... - powiedziałam cicho.
- Dlaczego? Nie przesadzaj, nic się nie stało. - zaśmiał się tata. - O widzicie, już jesteśmy!
Moim oczom ukazał się duży budynek z wielkim świecącym szyldem, na którym widniała nazwa klubu, a do moich uszu wdzierał się już dźwięk dudniącej muzyki. Uznałam, że tata miał rację i chyba jestem trochę przewrażliwiona. Po wejściu do klubu szybko o wszystkim zapomniałam i porwał mnie wir zabawy. 
Zawsze byłam bardzo towarzyską oraz rozrywkową osobą i chyba pierwszy raz w życiu po 3 godzinach zabawy nie miałam siły kompletnie na nic. Kiedy wreszcie znalazłam chwile na odpoczynek i cieszyłam się spokojem, na swojej szyi poczułam czyjś oddech. Serce automatycznie przyśpieszyło, a na plecach pojawił się dreszcz.
- Mogę prosić do tańca? - wyszeptał mi do ucha Daniel.
- Wiesz, że boję się nawet własnego cienia, więc dlaczego tak mnie straszysz? - odpowiedziałam.
- Przepraszam. - powiedział i zrobił jedną z tych min, która zawsze doprowadzała mnie do śmiechu oraz sprawiała, że nie potrafiłam się długo gniewać. - To jak, zatańczymy?
Mimo zmęczenia i tego, że nowo kupione szpilki nie były takie wygodne jak się wydawało, nie chciałam robić mu przykrości i ruszyliśmy na parkiet. Z głośników dobiegała właśnie wolna, romantyczna melodia. Kołysaliśmy się w rytm muzyki, a czułam się coraz bardziej skrępowana.
- Możemy pogadać? - zapytał nagle Daniel.
Machnęłam twierdząco głową, a chłopak chwycił mnie lekko za nadgarstek i pociągnął w stronę drzwi prowadzących na balkon. Poczułam chłodny podmuch marcowego wiatru, a na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka.
- O czym chciałeś rozmawiać? - spytałam.
Daniel odwrócił się, popatrzył w moje oczy i zbliżył się niebezpiecznie blisko. Był coraz bliżej. Nagle złożył pocałunek na moich ustach. Bez chwili zastanowienia odepchnęłam go, a ten popatrzył na mnie. Z jego oczu wyczytać było można wielkie zaskoczenie.
- Zgłupiałeś?! Co ty robisz?! - krzyknęłam z nieukrywaną złością.
- Czy ty nadal nie widzisz jak ja się staram? Co mam zrobić żebyś wreszcie zobaczyła, jak bardzo mi na tobie zależy? 
- Od zawsze traktuje cie jak przyjaciela, nic więcej. - odparłam. 
- Kocham cię, nie rozumiesz? - powiedział cicho.
- Daniel nie bądź zły, ale nie możemy być razem, to nie jest możliwe. Mogę ci zaproponować tylko przyjaźń, nic więcej...
- Jasne, wszystko rozumiem. Jest ktoś inny. Pewnie, mną się nie przejmuj. - odpowiedział. - Cześć. - dodał i wyszedł, trzaskając przy tym drzwiami.
Nie mogłam się ruszyć... Nie wiem czy było to spowodowane niesamowitym zimnem przeszywającym moje ciało czy szokiem. Nigdy nie spodziewałam się tego, co przed chwilą się wydarzyło. Miałam nadzieję, że swoja rolę w zachowaniu Daniela miała też spora ilość wypitego alkoholu. Myślałam, że już nic gorszego mi się dziś nie przydarzy. Z rozmyślań wyciągnął mnie dźwięk pukającej w szybę Karoliny, której mina nie wróżyła nic dobrego. Z niepokojem weszłam do środka i od razu przywitana zostałam ciosem w policzek.
- Jak mogłaś!? Bardzo dobrze wiedziałaś, że Daniel mi się podoba i bez skrupułów całujesz się z nim! I ty się nazywasz moją przyjaciółką?! - krzyczała roztrzęsiona Karolina.
- Karo to nie tak jak myślisz. - powiedziałam - Chodź, pogadamy, wytłumaczę ci o co chodzi. - dodałam i chwyciłam ją za rękę.
- Puść mnie, zostaw! - mówiła łamiącym się głosem, a do jej oczu napływały łzy. - Nie spodziewałam się tego po tobie Olga.
Karolina wybiegła z klubu i nie dała sobie nawet wytłumaczyć całej sytuacji. W ciągu 10 minut straciłam dwoje przyjaciół, najbliższych mi osób. Czy mogło być jeszcze gorzej?

-------------------------------------------

Pierwsza część opowiadania, w której starałam się Wam przybliżyć trochę bardziej charakter i życie Olgi. To dopiero początek problemów głównej bohaterki. Mam nadzieję, że Wam się podoba. Do zobaczenia!
Mila.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz